 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Śro 21:50, 23 Lut 2022 Temat postu: |
|
|
Ariadne
Gdy uszły emocje, planowana drzemka Ariadne przerodziła się w twardy kilkugodzinny sen. We śnie obserwowała samą siebie z perspektywy posągu Khaine'a, który z jakiegoś powodu znajdował się w jej jaskini obok Primogena. Khaine bacznie obserwował jak jego Kapłanka, w odnowionej sali o ścianach wyłożonych dziwnym drewnem z wąskich belek o skorupowatej budowie oraz skórami i kocami wyłożonymi na podłodze przechadza się pośród licznych świec i dewocjonaliów. Wierni stoją na baczność przed nią w oczekiwaniu, podczas gdy ona rozkłada na ołtarzu koc, a na nim z kolei dwie głębokie misy i dwa rytualne sztylety. W tym czasie jej przyboczne, Missisi i Melva, prowadzą pokornego niewolnika asurskiego pochodzenia do znajdującego się na tyłach groty oczka wodnego, które teraz z jakiegoś powodu posiada podłogę zmieniając je w mały basen. Siostra Rzezi pomaga elfowi wejśc do basenu, zaś wiedźma zaczyna go obmywać.
Khaine nie rozróżnia wypowiadanych przez swoją Kapłankę słów, ale obserwuje jak każdy z tłumu powtarza jej wypowiedzi i uderza się ściśniętymi w pięści prawicami w pierś.
Przyboczne Kapłanki w tym czasie prowadzą nagiego asura w stronę ołtarza ofiarnego i trzymając go za ręce kładą go na plecach w pozycji krzyża.
Bóg obserwuje jak Ariadne przekazuje Melvie i Missisi po jednej ofiarnej misie i ostrzu, pozwalając by każda z nich rozcięła jej wnętrze jednej ręki. Gdy kobiety zebrały do naczyń po kilka kropli krwi swojej przewodniczki, powróciły do niewolnika, każda stając koło jego ręki.
Khaine z ciekawością patrzył, gdy Kapłanka zrzuciła z siebie szaty i przemawiając naga do tłumu weszła na ołtarz. Boga nie interesowały słowa, lecz czyny, których dopuszczała się kultystka. Gdy wzywała Jego imię ujeżdżając przed tłumem swojego wroga, jej przyboczne podcięły mu żyły. Serce ofiary wściekle pompowało krew do naczyń, mieszając ją z kroplami Ariadne.
Uznawszy, że zebrały wystarczająco, Missisi i Melva położyły sztylety wzdłuż bioder prowadzącej obrzęd i udały się z naczyniami w tłum. Asystentki mijały każdego z wiernych pozwalając mu zamoczyć dłoń w zebranej krwi, a następnie przetrzeć nią po swojej twarzy. Posąg widział jak Ariadne zaciska powieki nasycając się z bezbronności ofiary ku jego czci, a także jej radość, gdy po otwarciu oczu zobaczyła całe szeregi z odciśniętymi krwawymi dłońmi na twarzach. Zgrabnym ruchem chwyciła za dwa noże i cięła krzyżowo przez tętnice szyjne ofiary, zalewając całe ciało falą gorącej substancji.
Zbudziła się zgrzana, spocona z wypiekami. Szybko skojarzyła, że to był tylko sen, a ona dalej znajduje się na pokładzie Dumy Khaine'a.
- Wszystko w porządku? - spytał wyraźnie walcząc ze śmiechem Rerinar. Siedział na krześle w rogu pomieszczenia z widokiem na drzwi. - Po dźwiękach przez sen, nie śmiałem budzić. Miejmy nadzieję, że nikt sobie nic nie pomyśli, bo dawno nie słyszałem by ktoś tak wzywał imię Pana.
Wszyscy
Obwieszczone przez Daza zwycięstwo spotkało się z hucznym aplauzem, zarówno po stronie tych co brali udział w wypadzie, jak i tych co obeszli się smakiem. Następujące po tym polecenia kolejnych zadań spotkały się z kolei pomrukami powracających i śmiechami witających.
- GANESH! CHOLERO JEDNA! - rozległ się damski wrzask, przypominający wściekłą harpię. Felia wypadła po schodach wieży na nabrzeże odgrażając się chochlą. - Miałeś mi dać znać cymbale połamany jak ich zobaczysz na horyzoncie, żeby kuchnia ruszyła! Sam teraz drób będziesz z piór i ryby z łusek czyścił! Już na górę!
- Mówisz, że Gustaw sam ją sobie wziął na brankę? - ktoś spytał głośnym szeptem, gdy kucharka wskazywała korsarzowi kierunek narzędziem przemocy domowej, a ten odganiał się jedną z prowizorycznych kul, na których walczył o równowagę.
- Może same z Sanią mamy zapierdalać dla wszystkich?! No won na górę mówię!
- Ale admirał właśnie mi kazał...
- Sradmirał! Przez ciebie będzie siedział z pustą kichą! Ghaaaa!
Gdy wydała z siebie okrzyk wylewając resztki złości, obróciła się na pięcie i powędrowała na górę pozostawiając za sobą niezręczną ciszę.
Wstrzymywane wdechy zaczęły ustępować wyrywającym się pojedynczym parsknięciom, zmieniając się finalnie w falę śmiechu.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni! - wrzasnęła Felia z okna najwyższego piętra wieży.
Pozostawieni samopas robotnicy najwyraźniej się nie obijali, ale winda nie stanowiła priorytetu. Zakończyli natomiast post-kharibdyssowe naprawy około trzech czwartych nabrzeża, umożliwiając swobodne przejście od Primogena, aż do każdego z wejść do tuneli. Jeśli dać im odpocząć w nocy, do południa następnego dnia byłyby gotowe pomosty zdolne pomieścić jednocześnie pięć okrętów. Kolejne dopiero możliwe by były w dalszej perspektywie, po rozbudowie dookoła Primogena.
Młodziutka Haena przebiła się z uśmiechem do przodu ciągnąc za sobą zawstydzonego Artiego.
- Armia konna powiadacie? No, pochwal się - ponagliła go.
- Także, tego no... Tak wyszło, że znaleźliśmy miejsce gdzie rośnie od cholery twardego bambusa, a że jest on łatwy do ścinania...
- Na bogów! - wybuchła. - Mamy ostrokoły rozstawione dookoła całego obozu, trochę wilczych dołów od zachodniej strony, a także projekt szybkiej wieży!
- Dzięki łatwości pozyskania.. - odezwał się ponownie Arti - ... i tego, że liany od razu też mamy na miejscu, mogliśmy małym kosztem znacząco zwiększyć potencjał obronny. Wieża obserwacyjna lub strzelecka, przy materiałach dostarczonych w miejsce docelowe to kwestia około godziny pracy. Zgłosiłem pomysł pani podporucznik Naesali i...
- Zaakceptowałam od razu. Jeden ostrokół robili w ciągu zaledwie minut, a w kilka godzin otoczyli nim cały obóz. Podwójnie.
Dekappian
Zmierzając do swojego kapitanatu, gdzie gestem zaprosił go Ganesh dostrzegł ociągających się kapitanów. Eref z Vaasem wymienili spojrzenia dezaprobaty. Ten drugi chwilę prowadził niemy dialog za pomocą wskazywania siebie i Erefa naprzemiennie palcem, o to który ma się odezwać. W końcu zrezygnował pod spojrzeniem kapitana Pięści i westchnął biorąc na siebie odpowiedzialność za wypowiedź.
- Dajmy ludziom trochę luzu. Jest noc. Nim się rozładujemy, to wszyscy będą padać na pyski, do tego suche bo bez gorzały. Zresztą... Kto nas tu znajdzie?
- Patrole już dawno mieliśmy ustalone. Wachty dobowe na morzu ze zmianami o zmierzchu, żeby nie rzucać się w oczy wpływaniem i wypływaniem. - dodał szorstko Eref.
- Dajmy z tym spokój do jutra. Nie traktuj załogi jak Kyrian. - Vaas pozwolił sobie położyć rękę na ramieniu Admirała dla zaakcentowania wypowiedzi.
Przechodząca obok Kyrian fuknęła mamrocząc coś pod nosem o żenadzie.
- Zresztą, tobie też się przyda odpoczynek, jeśli chcesz od niej korsarzy z przetrąconymi stawami. Bosch się tym do tej pory zajmował, i ja bym tego nie psuł.
- Dopnę się do tego pomniejszego buntu - dorzuciła się Syndra, gdzie już wszyscy weszli do kapitanatu. - Tym bardziej że, bez obrazu Kuskus, ale z ciebie dupa wołowa a nie żaden mentor.
- Eeeej... Ganesha wziąłem pod skrzydła i zobaczcie jak...
- No właśnie - przerwała mu chórem kadra Lipali.
Kuskus podniósł ręce do góry na znak kapitulacji.
- Przynajmniej pić bym ich nauczył jak porządne wilki morskie.
Siedząca na rogu swojego biurka Kyrian patrzyła na pozostałych znudzonym spojrzeniem.
- Jak już przestaniecie udawać, że mnie tu nie ma, dajcie mi znać na czym w końcu stanęło.
W świetle drzwi oparty o futrynę stał rozbawiony Prospero.
- Jeśli wolno mi wtrącić, to mam propozycję. Odpierdolicie się na wstępie od nieswojej piaskownicy - rzucił oficer Karaho nie czekając na reakcje. W ramach uciszenia protestu, uniósł palec dłoni wciąż skrzyżowanych na piersi rąk. Skinieniem głowy przekazał uwagę na Kyrian.
- Wśród pojmanych jeńców jest dwunastu korsarzy, nie wymagających przeszkolenia. Czterech spośród nich zaproponowało służbę w naszej flocie od razu, nie chcąc wylądować na targu niewolników. Pozostałych ośmiu zakładam, że czeka z decyzją aż zobaczą co się stanie z tymi.
Napięcie zdało się zostać rozładowane, chociaż Syndra nadal słała pioruny z oczu w kierunku Prospero. Ten natomiast w odpowiedzi puścił jej oczko, ponownie podnosząc jej ciśnienie.
- Nie ma wśród nich oficerów, żadnej kadry ani weteranów. Sami byli dopiero co niewolnikami.
- No nie mogłaś tak od razu, kurwa no... - westchnął z rezygnacją Vaas.
Kyrian w odpowiedzi tylko przekrzywiła głowę z politowaniem.
Kaszlnięcie Imry skupiło uwagę na niej. Zamierzała to zrobić, ale nie spodziewała się tuzina morderczych wejrzeń, przed którymi odruchowo zasłoniła się naręczem pergaminów pełnych zapisków.
- Admirale, można na słówko? Taka tam, dobra nowina, przełom, te sprawy?
W ramach zachęty pokazała szkic Primogena.
Gdy się zbliżył, rozłożyła kartki na biurku i pospiesznie zaczęła je układać w kolejności.
- Riin pożyczył mi swoje zapiski z nauk archeologicznych sprzed lat, jak jeszcze miał dostęp do biblioteki Hoetha, dzięki czemu coś odkryłam. Nie wnikamy we względy religijne, ani istotę samej czaszki. Skupiamy się na samych zapisach. - Imra wyjmowała komplety po 4 kartki, w sumie tworząc trzynaście zestawów. - To jest kopia malunku z czaszki. To jest kaligraficzna wersja Riina z podręcznika w bibliotece Hoetha. To są aktualnie używane znaki. To są moje wskazania części wspólnych i różnic, powstałych przez czynniki zewnętrzne, takie jak deszcz, wiatr, uszkodzenia mechaniczne i transport. A także, zmiany kulturowe, przez to, że dany zapis obecnie wygląda inaczej - tłumaczyła wskazywane 4 obrazy. Pierwszy od drugiego, a tym bardziej trzeciego potrafił się w każdym z kompletów różnić znacząco, ale obecność czwartej wersji autorstwa Imry nabierała sensu. Zebrała plik ośmiu czwórek i ułożyła je w stos.
- To są kolory magii. Dlaczego magowie ich nie rozpoznali, może admirał pytać... Nie, to nie ich nieudolność. Znak magiczny, jest jak... Krasnoludzka runa. To są pierwotne zapisy, archaiczne, nieczyste, nieużywane, z błędami. O, tak jakby napisać zdanie z błędem. Niby da się zrozumieć, ale to nie to samo. W ramach czasu znak poprawiano, jego kształty, ortografię, tak by działał lepiej. Jak to Naesala mówi, lepsza dłuższa prosta lufa, niż krótka i krzywa. Hihi.
Poprawiła okulary.
- Generalnie, muszę tu podziękować Dustoi, który rozpoznał zmieniony znak Azura, myśląc, że to jakaś wypaczona wersja, a także Remkelowi, który tłumaczył mi szlif runów, że każda chropowatość ma znaczenie w ich mocy. Skracając, mamy tu wszystkie 8 kolorów magii, w ich pierwotnej postaci. Brudnej, mętnej, niestabilnej, grożącej zawałem i impotencją. Te cztery zestawy, to cztery strony świata... ze szkicami urządzenia.
Wyjęła zestawy kartek, których obrazy niczym puzzle pasowały do siebie w 16 wariantach, prezentując koliste coś, niczym wzór posadzki w szlacheckiej łazience. W każdym zestawie brakowało jednak części środkowej.
- Finalnie powinno wyglądać to tak.
Rzuciła kartkę, niczym asa na stół. Na pergaminie widniał obraz przedstawiał obelisk lub menhir stojący w kręgu. Pod rysunkiem widniało pisane drżącą ręką "KAMIEŃ DROGI! KURWA MAĆ! JEB SIĘ HOETH I TWOJE ŚLUBY MILCZENIA!" Pospiesznie wzięła pióro z biurka i zaczęła przekreślać treść dalszą niż pierwsze dwa wyrazy.
- Także tego. Brakuje nam jednej części, która jest przekaźnikiem energii, albo w zasadzie nadajnikiem. Mówiąc brakuje, mam na myśli fizycznie nam go brakuje. Nie ma fragmentu czaszki, gdzie mógłby się znajdować. Sam okrąg umożliwi nam stworzenie teleportera tylko do nas... W teorii. O ile trafimy ten jeden właściwy układ. Biorąc pod uwagę kolejność następujących po sobie kolorów, tych układów będą tylko dwa. W teorii, brakująca część może też leżeć gdzieś tu na dnie portu. Bo... jak wspomniałam... Jednym z czynników uszkadzających czaszkę był transport. Ona nie jest stąd.
- To zależy - zarejestrował za swoimi plecami głos Kyrian. Zaabsorbowany próbą nadążenia za Imrą nie zauważył wchodzącej Missisi, która najwyraźniej przyszła wykonać uzgodnioną wcześniej kwestię.
- Od?
- Od efektu jaki zamierzamy. Jeśli ofiara ma być do jakiegoś rytuału, któremu nikt nie będzie świadkować, to po co się przemęczać w jakąś selekcję. Jeśli to ma być do nabożeństwa, to już kwestia czy zależy nam szybkim przewerbowaniu druchii, czy ogólnym złamaniu ducha. W tym pierwszy przypadku, wiadomo że decymujemy asurów, nie przelewając ani kropli wspólnej krwi. W drugim przypadku, nie rozróżniamy pochodzenia, ale pozbywamy się najsilniejszych i stopniowo idziemy w dół łańcucha pokarmowego.
Daz odniósł wrażenie, że Kyrian bardziej kieruje słowa do niego, aniżeli do wiedźmy, jakby nie chcąc decydować o wydawaniu zapasów.
Ariadne
Gdy zeszła na ląd, Missisi powitała ją z uśmiechem.
- Chodź Pani, będziesz zadowolona. Nie zdążyliśmy ze wszystkim, bo nie zakładaliśmy tak szybkiego waszego powrotu.
Melva i Polin wymieniły spojrzenia, z czego ta druga wykazywała znacznie większą ciekawość.
Missisi doprowadziła je pod wejście do groty, znacznie węższe niż było wcześniej. Po obu stronach dołożone zostały ściany, zwężając wejście do rozmiaru potrójnych drzwi. Ściany zrobione zostały z nieznanego jej drewna, przypominającego tuby różnej szerokości: od wąskich rurek po grubość pięści.
- To jest bambus - wyjaśniła. - Wczoraj znaleźli go niedaleko obozu. Lekki, szybko się go zbiera, łatwo przerabia. I rośnie w zawrotnym tempie. No, wchodźcie - ponagliła.
Zwężenie najwyraźniej miało na celu stworzenie pomieszczeń zaraz przy samym wejściu. Ariadne dostrzegła, że pierwsze po lewej zawierało kilkunastu niewolników, którzy natychmiast się zerwali na równe nogi i ukłonili. Kapłanka zauważyła, że byli zajęci wyplataniem mebli z drobniejszych wici bambusa, przypominających wiklinę. W efekcie, wytworzyli małe stoliki, ramy łóżek oraz stoły. W dalszej części dostrzegła kolejne ścianki działowe z gęsto splecionego bambusa, z zasłonami zamiast drzwi.
- To jest moje...To dla Melvy, to dla Polin... - wskazywała kolejne pomieszczenia.
- Tylko nie ciesz się za bardzo, bo wszyscy pójdziemy z dymem - rzucił czarodziejce Rerinar. W odpowiedzi zobaczył żartobliwie wystawiony język. Obie natychmiast zniknęły w sobie wskazanych sekcjach. Ariadne zauważyła, że nie licząc podłogi i niedokończonego sufitu, nie dałoby się stwierdzić, że znajdują się w grocie.
- Mam wzmacniane łóżko! - dało się słyszeć z pokoju Polin.
- A to dla Pani - wskazała pokój, który najwyraźniej rozciągał się od lewej wzdłuż tylnej ściany aż do połowy szerokości groty.
Ariadne stanęła na środku czegoś na wzór salonu z niskim kwadratowym stołem i rozrzuconymi dookoła poduszkami.
- Felia i Sania na moją prośbę zbierały całe pierze, jakie im się nawinęło - oznajmiła.
Dookoła nowego salonu dostrzegła liczne szafki z półkami, na których poustawiano nieliczne dewocjonalia. Przy tylnej ścianie tlił się żeliwny kocioł, wypełniony węglem, dając ciepło na całość pomieszczenia. Po swojej lewej Kapłanka dostrzegła dodatkowe pomieszczenie, które tym razem było sypialnią. Po wejściu do niej zastała duże łóżko, oczywiście też z bambusa, które wyłożono futrami i poduszkami. Resztę pomieszczenia zajmowały szafy, w której poukładano cały jej dobytek. Trzecie pomieszczenie znajdujące się po przeciwnej stronie salonu niż sypialnia, bliżej oczka wodnego, było przedzielone zasłoną. W nim z kolei wyłożono podłogę bambusem i zamontowano prowizoryczny sufit, zaś na środku ustawiono balię, tym razem z normalnego drewna.
- Reszta z nas się będzie myć w oczku. Wyłożyliśmy je podłogą.
- Mów za siebie, ja się tu zamierzam wpraszać regularnie! - rzuciła Polin wchodząc przez kotarę i rozglądając z dziecięcymi wypiekami na twarzy. - I gwarantuję, że będzie tu sauna.
Grymas wiedźmy na swobodę czarodziejki był trudny do ukrycia.
- W moim pokoju nie ma łóżka - oznajmiła zza pleców Melva.
Nim Missisi zdążyła się odezwać, Melva natychmiast dodała:
- Wskaż mi niewolnika... Odpowiedzialnego... Za... Tę matę do medytacji.
Polin zaśmiało się wpół parskająco, wpół prychająco, przechodząc w klapanie rękoma po swoich udach niczym niema foka.
- To nie jest śmieszne, czarodziejko - odezwała się rzeźniczka. - Muszę wiedzieć, jakiej krwi użyto do namalowania symboli na niej.
- Asurskiej. Sama dopilnowałam.
Melva skinęła głową. Polin ponagliła ją gestem ręki.
- Nie rozumiem?
- Magiczne słowo?
Melva zrobiła minę bardzo zbitej z tropu.
- Przecież nie znam się na arkanach magicznych. Nie piętnuj mojej niewiedzy.
- Maniery to faktycznie najbardziej tajemnicze arkana - przewróciła oczami z rezygnacją.
- To jeszcze nie wszystko, chodźcie - rzuciła Missisi wychodząc przed pokój i kierując się w stronę oczka wodnego. Oprócz podłogi, bambusowej rzecz jasna, i podmurówki dookoła oczka wodnego, bambusowej rzecz jasna, oraz podłogi wewnątrz wody, bambusowej rzecz jasna, nie było nic. Mimo to, Ariadne rzuciło się w oczy, że droga od oczka wodnego aż do wejścia do ich groty nie przechodziła przez żadne pomieszczenie, a przygotowane miejsce było w stanie zmieścić, choć stłoczonych, około setki wiernych.
- Najpierw kwestia wody. Naesala podsunęła pomysł. Ta podłoga co widzicie, jest przytwierdzona na stałe. Można po niej chodzić, skakać, mordować, powinna wytrzymać. Ale pod nią, około metra niżej, jest druga. Trzyma się tyle o ile, bo żaden korsarz nie chciał tam zanurkować, myśląc że chce go zabić. Do niej jest przymocowany sznurek, który prowadzi do... - wskazała palcem ponad ich głowy na dzwon.
- Nie lepiej było zaminować? - spytała Polin.
- No następna. Naesala też chciała nas wszystkich powysadzać. Według mnie wystarczy. Jeśli chodzi o ołtarz, to jeszcze poczekamy. Niewolnicy zerwali największy stalaktyt i go rzeźbią. Po ociosaniu powinien być we wzorze Har Ganeth, tak by zmieścić jednego człowieka do złożenia w ofierze z odpływem krwi. A Vestana przeniosłam do niewolników, żeby widokiem nie gorszył. Zwłaszcza, że zaczął gadać sam do siebie, to go uciszają. A niestety, ale słychać wszystko co się dzieje u sąsiada... Polin.
- Zawsze będziesz wtedy u mnie mile widziana. Tak jak Rerinar, dla którego łóżka nie widziałam, a nie sądzę by medytował.
Widząc na sobie oceniające spojrzenia Melvy, Missisi, Ariadne oraz wyczekującej reakcji Polin, na prędce spytał:
- A gdzie miejsce dla Abaddona?
- Kurwa! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
Wybiwszy Missisi pytaniami wracającymi do rzeczywistości, Ariadne nie uzyskała żadnej niepokojącej wiadomości na temat zakulisowych działań Dekappiana lub Kaletha.
- Tak po prawdzie, to najbardziej odpoczęli ludzie kundla. Przestał zawracać im dupę co dwa kroki jakby byli jakimiś upośledzonymi niedojdami.
Dowiedziawszy się o potrzebie kontaktu z Felicion, niezwłocznie udała się do Kyrian celem doboru ofiar.
Kaleth
Doszedł do wniosku, że najwyraźniej kwestia koni pozostanie przez kilka nierozstrzygnięta. Musiały pozostać albo na okrętach, co zapewne zaowocuje konfliktem z kapitanem, albo na nabrzeżu, co może grozić wypadkiem i masą upierdliwości.
Przeprowadzenie rozmowy z Ariadne i Dekappianem odpadło z miejsca, gdy natychmiast zostali porwani przez swoich ludzi do nadrobienia spraw.
Zapał Haeny i Artiego, którzy najwyraźniej byli dumni ze swojej inwencji wywołał mieszane uczucia, ponieważ rozkazy brzmiały inaczej. Z drugiej strony, trudno było nie docenić wykorzystania okazji, na którą zgodę wyraziła również Naesala.
- Opierdalałeś się lordzie. Nawet rysy na pancerzu nie widać. - rzuciła zaczepnie puszczając oczko.
- Znajdźcie se pokój... - mruknęła mijając ich Grizelle w drodze do czekającego nań syna. Glam natychmiast przytulił się do jej bioder i coś zaczął mówić pod nosem.
- Żadnych odpraw, chodźcie na górę. I tak spieprzyliście tym szybkim powrotem - krzyknął Raki machając ręką by szli za nim do baszty i na piętro. Jeśli zamierzał protestować, ponaglające klepnięcie w tyłek od Naesali wybiło go natychmiast z oporu.
Idąc po schodach, zdziwił się, że nie zastał Gorra leżącego na stole. Pomieszczenie stało puste i całkowicie wyczyszczone.
Po wyjściu na powierzchnię, uderzył go zapach powietrza, uświadamiający drastyczną zmianę między tym co było w jaskini. Pod nocnym niebem w obozie było dosyć pusto, ale pośród pochodni zmiany były widoczne.
- Prawie wszyscy są na swoich posterunkach, poza tym nikt się was nie spodziewał - rzucił wyjaśniająco dowódca halabardników.
Palisada dookoła obozu została zrobiona w około jednej czwartej i widać było dokładny moment w którym porzucono pracę na rzecz produkcji ostrokołów. Jednak ani ostrokoły, ani palisada, ani nawet podesty dla strzelców nie zwracały tak uwagi, jak rozstawione obok placu apelowego dwa okrętowe maszty, nachylone do siebie wzajemnie tworząc z przybitych do ziemi żagli trójkąt rozwartokątny. pod jedną połową rozstawiono nowe ławy i stoły z bambusów, zaś pomiędzy nimi stały wstawione na ogniu kociołki i grille ze smażącym się już mięsem i rybami. Drugą połowę oddzielono ścianami z plecionego bambusa, osłaniając jej zawartość.
- Lazaret z rannymi. Część jest w stanie chodzić, to żeby mogli jeść ze wszystkimi i czasem pogadać, to tam ich umiejscowiliśmy. Póki nikt nie ma żadnej zarazy, to nie przeszkadza. No i zawsze mamy Gorra na oku. - oświadczył Raki.
- A maszty patrol znalazł jak morze wyrzuciło je na brzeg. Najpierw chcieli zabrać same żagle, ale potem chłopaki stwierdziły "czemu nie?" - dodała Haena.
Gdzieś pod żaglami czmychnęła znajoma sylwetka olbrzyma, próbująca poprawić czapkę. Osobnik na szybko pozapalał pochodnie, dając więcej światła na swoją twarz. Zamachał ręką zapraszająco.
- Ino chybcikiem! Nie po to żem wstawiał ogień, co by teraz sie syćko sfajczyło! - ponaglił Gustaw.
- A, mistrzu Thulgurimie. - Kaleth usłyszał szept Haeny za swoimi plecami. - Cirara kazała podziękować za recepturę. I spróbować. I w sumie my też dziękuję.
- Ty mi dziewuszko jeszcze nie dziękuj. Poprzednia partyjka może i była dobra, ale twój dowódca to jeszcze z tydzień chorować będzie. I ciesz się, że imć Lordzinka nie prowadzi księgi uraz... Albo wiesz co... Nie ma się co kryć. Turlaj beczułkę, jeno jemu pierwszemu i więcej chluśnij. Od serca tak.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Śro 22:02, 23 Lut 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|