 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pon 12:56, 15 Sie 2022 Temat postu: |
|
|
Kaleth Bloodblade
Huriof dał do zrozumienia, że nim zaczną ćwiczenia roszad na polu bitwy, w pierwszej kolejności muszą wszystkie oddziały zapoznać się z bazową komunikacją i przećwiczyć zgranie. O ile powierzone im zadania wykonują na własną rękę w sposób zadowalający, o tyle nawet wewnętrzne zgranie pozostawia nieco do życzenia, a co dopiero manewry między oddziałowe. Egzekutor oświadczył, że wspólnie z Sarge i Aeną spróbują opracować jednolity plan szkoleniowy, a następnie przekazać go wszystkim pozostałym dowódcom do wdrożenia.
- Do tej pory to był w zasadzie każdy chuj na swój krój. Zależnie od poprzednich dowódców i ich pomysłów. - skwitował.
Wracająca z patrolu Grizelle zdała szybką relację o poprawnym stanie posterunków i zasugerowała przekierowanie wysiłków na zwiększenie ich obronności. Z własnej inicjatywy postanowiła również sprawdzić ukrzyżowanych wcześniej gadzich jeńców, potwierdzając przy tym, że każdy z nich zmarł bez udziału osób trzecich, z przyczyn naturalnych - w męczarniach. Wysnuła przy tym wniosek, że jaszczurki muszą się kierować chłodną kalkulacją i brakiem sentymentów nie ryzykując dobicia schwytanych. Na wzmiankę o braku sił, które by chciały tego dokonać stanowczo zaprzeczyła.
- Gdybym specjalnie nie szukała, to może bym nie zauważyła śladów ich zwiadowców. Nasze obozy są cały czas pod ich obserwacją, ale widzę to dopiero w świetle dnia. Nie jestem pewna, ale spodziewałabym się więcej tych małych skurwysynków co ranili Mississi.
Nim Kaleth zdążył dowiedzieć się wszystkiego i powrócić do Naesalli, ta była już na nogach. Jakkolwiek stan jej był wątpliwy, elfka uśmiechała się i wyciągnęła pergamin przedstawiający jej badania oraz kilka szkicy. Na wstępie oznajmiła, że nie jest w stanie odtworzyć działania działka ratlinga, a przynajmniej nie bez użycia spaczenia i strat w ludziach podczas testów. Praca nad obiektem zainspirowała ją do opracowania pistoletu obracającego na korbkę 8 luf, każdą gotową do oddania jednego strzału. Zaznaczyła, że aby zrealizować projekt od podstaw potrzebny będzie jej warsztat rusznikarski z prawdziwego zdarzenia, nie zaś zwykła kuźnia.
Wieczorową porą brunet o imieniu Arti zjawił się oznajmić, że wstępnie wykonano tor przeszkód po częściowej konsultacji z Melvą i Mississi. Kobiety miały być niezadowolone z faktu, że dalej nie jest wystarczająco morderczy ani nie wyrabia wszystkich cech "maszyny do zabijania", ale drużyna inżynieryjna dysponuje ograniczoną liczbą rąk do pracy. Na chwilę obecną przygotowano:
- około 25 metrowy odcinek biegania po palach o wysokości pół metra, co miało ćwiczyć zręczność
- kolejne ~25 metrów to było skakania przez rowy o szerokości metra, co miało ćwiczyć wytrzymałość
- ostatnie 15 metrów wymagało przejścia zwisając na rękach po poziomej drabinie utworzonej z bambusa, co miało z kolei ćwiczyć siłę.
Wszystkie przeszkody miały być z założenia pokonywane w pełnym rynsztunku. Lord Kaleth nie chcąc wymagać od swoich ludzi niemożliwego, chociaż Morderczynie twierdziły inaczej, postanowił sam spróbować swoich sił. Już na pierwszej przeszkodzie zrozumiał zaletę korsarskiego wyszkolenia, pozwalającego wręcz przefruwać po podobnych przeszkodach bez zastanowienia, kiedy sam ostatnie trzy kroki łapał w desperackim rozpędzie wywracając się na bok. Z racji wylądowania na mecie Arti zdecydował się uznać zaliczenie przeszkody, chociaż sam Kaleth wiedział, że było to dalekie od poprawnego wykonania zadania. Kolejne dwie przeszkody wydawały się wręcz stworzone dla niego, toteż ukończył je bez trudu. Mimo wszystko, w ramach trzeźwego spojrzenia wiedział, że trening miał się składać z wydłużonego toru oraz potencjalnie kilku rund, gdzie nawet jedna mogła komuś połamać kończyny przy ponad połowie masy ciała składającej się z niesionego żelastwa.
Dowódca inżynierów poinformował również, że wstępna obrona obozu w postaci ostrokołów oraz wilczych dołów dookoła głównego obozu została zakończona, pozostawiając wolne prześwity jedynie na bezpośrednich trasach do posterunków. Nie widząc potrzeby na dodatkowe udziwnianie wieczoru lub nocy, pozostawił oficerom zarządzanie patrolami, a sam postanowił nadrobić brakujące godziny snu.
===
Kaleth +1PD
+ 1 kawalerzysta t2 (druchii)
===
Daz Dekappian
Caede odczekała do czasu aż Admirał ewidentnie opuści pokład by podzielić się nowiną o swoim wynalazku w postaci "Parzenia". "Parzeń", jak wytłumaczyła, miał być pochodnym efektem badań nad trującym bluszczem z okolicy oraz... bimbrem.
- Parzeń jako ciecz po kontakcie z powietrzem błyskawicznie zmienia stan skupienia na gaz... a raczej parę. Kontakt ze skórą powoduje natychmiastowe bąble, natomiast z oczami albo wciągnięty do płuc kończy się dramatycznym bólem. Tak, miałam to nieszczęście nim oddychać i chcę za to podwyżki, ale przynajmniej wiem, że nie jest zabójczy. Jeśli będziemy w stanie wytapiać czy tam odlewać szkło, będę w stanie zamknąć tę substancję w formie pseudo granatu. Nie możemy umieścić jej w normalnym granacie, bo temperatura, o ironio, niszczy działanie Parzenia. A przynajmniej w pewnym stopniu... Nie jest to fakt, ale jeśli by go wlać do kuli armatniej, a wiem, że Admirał o tym myślał, to może przynajmniej część go przetrwa nim jebnie.
Drummond wybitnie nie nadawała się do życia, toteż podczas patrolu okolicy przez Dumę nawet nie wyściubiła nosa. Dekappian jednak wiedział, że wiedźma choć skonana od kaca, nadal kontrolowała kharibdyssa. Kilkukrotnie zdradziła się tym, gdy po okrzykniętej zmianie kursu monstrum reagowało szybciej niż marynarze. Na świadomość o tym, Admirał chciał... ktoś o coś zawrócił dupę durnym pytaniem i uleciało.
Po powrocie z patrolu Dumy Khaine'a Dekappian dokonując przeglądu działań drużyn niewolników był kontent widząc postęp napraw szkód, do których nie zamierzał się przyznać cedując pełną winę na pijanego Ganesha. Jeśli trzy drużyny na spółkę z krasnalami utrzymałyby tempo, to następnego poranka mógł spodziewać się funkcjonującej windy z naprawionego nabrzeża portowego aż na samą powierzchnię.
Powiedziony dobrym nastrojem zabrał Ziggiego i zapas beczek z prochem na kolejną turę patrolu, tym razem z Karaho. Nie chciał by artylerzyści innych okrętów jakkolwiek odstawali (aczkolwiek nie mieli prawa być lepsi niż załoganci Dumy), toteż nie oszczędzał na szkoleniu artyleryjskim.
- NIE MASZ KURWA PRAWA SPUDŁOWAĆ JAKO OSTATNI! - darł się pół głuchy Ziggy do już pozbawionego ałuxhu kanoniera. - PIERWSZEGO ROZUMIEM! DRUGI JEST NA POPRAWKĘ! TRZECI NA DWIE POPRAWKI! ALE KURWA CZWARTY JAK SPUDŁUJE TO JEST PIZDA A NIE DZIAŁONOWY!
- JAKA KURWA W CZWARTEK PAŁUJE DZIAŁ ŁONOWY? - odwrzeszczał strzelec.
- ON MÓWIŁ ŻEŚ KURWA CO SPÓŁKUJE Z DZIADEM PONTONOWYM - odparł ładowniczy.
- CO?
- CO?
Daz wiedział, że treningi nie są tanie i 10 beczek prochu ledwo starczyło na wieczorno-nocne manewry doszkalające. Ilość huków była wybitnie niecodzienna na tę okolicę i mogła stanowić wabik dla każdego, na co zapewne Admirał liczył. Gdy obserwator z bocianiego gniazda oznajmił obecność 4 okrętów Skeggi, Daz miał mieszane uczucia. Nie była to ofiara na jaką liczył, ale z drugiej strony poczuł zadowolenie, że sojusznik czuwał. Norskanie ewidentnie będąc w zasięgu wzroku sprawdzili co się dzieje, a widząc banderę i brak wrogich celów, powrócili do swoich zajęć.
===
Cała załoga Karaho +1PD [powodzenia liczyć]
-10 beczek prochu.
+ 1 banita t2 (druchii)
+ 2 żeglarzy t2 (2x asur, mężczyźni)
+2 kupiec t2 (1 druchii mężczyzna, 1 asur kobieta)
===
Ariadne
Poranna pogadanka w saunie w towarzystwie Polin, udającej wyrzuty sumienia za wyczyny zeszłej nocy, przywróciła Kapłankę do życia na tyle by poradzić sobie z późniejszą wizytacją Dormritha. W rozmowie z kapłanem padło wiele słów, ale jedno zdanie konkretnie zapadło Ariadne w pamięć.
- Niech mama, tata i wujek nie będą źli. Dziecko jest po prostu głupie. - oświadczył tonem pełnym zażenowania, jakby winił się za kogoś. - Ciocia o dwóch imionach mogła je wykorzystać. Nie karć dziecka, a Vestana nie wieszaj. Jego tylko nabij na pal.
Nim zdążył zostać rozpytany, wyparował z miejsca dzięki zjawiającej się Mississi głoszącej nowinę o nowych rekrutach. Przejmując całą uwagę, wiedźma oznajmiła nadchodzący werbunek wynikający z porozumienia z Kyrian w postaci rzemieślnika (nieco zniewieściałego asura, ale afiszującego się znajomością kultury relaksu i wypoczynku), nowego druchii strażnika (nie ochroniarza), śledczego nowicjusza ze Slavers Point (tym razem nie oprawcy) oraz uczonego z Karond Kar. W dobie ostatnich wydarzeń, Ariadne szybko zapoznała się ze śledczym imieniem Allainis Pin'Certhon, któremu powierzyła zadanie obserwowania Gustava oraz Glama. Już po krótkiej rozmowie Kapłanka wiedziała, że będzie on wybitnie trudnym współpracownikiem dla Mississi i Melvy przez swój negatywny stosunek do niewolnictwa i empatii, jednak zarazem nie potrafiła odmówić mu kreatywności oraz myślenia poza schematami, przez co z kolei natychmiast zaskarbił sobie sympatię Polin i wstrzemięźliwą akceptację Rerinara. Po wprowadzeniu go w sytuację geopolityczną, z dozą plotek powziętych od czarodziejki ognia Pin'Certhon zaznaczył, że potrzebuje przynajmniej doby na przedstawienie szczegółów swoich propozycji.
Zapoznanie z nowym uczonym o imieniu Ja'Eri uświadomiło Kapłankę, że nauka to nie tylko historia lub magia, ale też pochodzenie oraz psychika. Ja'Eriego fascynowały przede wszystkim ciągi przyczynowo skutkowe oraz uwarunkowania społeczne lub psychologiczne na rozwój poszczególnych plemion. Mężczyzna swoją naukę nazywał antropologią i próbował tłumaczyć swoje badania zachowaniem grup obserwowanych z różnych ras i rejonów świata. Ja'Eri oświadczył, że zamierza dotrzeć do uregulowań i uwarunkowań poszczególnych plemion, dworów bądź ras w taki sposób, by możliwe było tłumaczenie ich przeszłych lub przyszłych zachowań. Wedle słów quasi-uczonego, dzięki temu Ariadne byłaby w stanie przewidywać zachowania zarówno swoich podwładnych jak i śmiertelnych wrogów. A przynajmniej tak się jej wydawało, bo ogrom wypluwanych przez niego informacji, metafor i przypowiastek zaburzał spójność wypowiadanych myśli.
Na prośbę Dekappiana, Ariadne udzieliła magicznej asysty przy przedzieraniu się przez zachodnie tunele, co zaowocowało otwarciem nowego piętrowego pomieszczenia. Po krótkiej analizie nowego lokum, okazało się ono być w oczach ekipy remontowej idealną odpowiedzią na pytanie "gdzie ma powstać karczma?" Kapłanka bez większych oporów przekazała nie zajętych niczym niewolników pod nadzór Gustawa i Feli, a i mający akurat fajrant korsarze ohoczo dołączyli. Była to też znakomita okazja do zatrudnienia nowego niewolnika - rzemieślnika wypoczynku, który szybko popadł w konflikt z pozostałymi nie tylko na tle rasowym, ale i gustem w kontekście dekoracji wnętrz.
Wieczorne nabożeństwo przebiegło bez wydarzeń, a moralitety o kłamstwach i dwulicowości natchnęły słuchających do czujności oraz kwestionowania wciskanych im wątpliwego pochodzenia informacji. Z poczuciem w miarę dobrze spożytkowanego czasu udała się na spoczynek.
===
Ariadne +6 znaków chaosu
+1 Akolita (zwykły niewolnik)
+1 rzemieślnik t2 (zniewieściały asur, specjalista kultury relaksu i wypoczynku)
+1 strażnik t2 (druchii, kobieta)
+1 śledczy t2 (Allainis Pin'Certhon, druchi ze Slavers Point, MG dibs na jego kartę postaci)
+1 uczony t2 (Ja'Eri, druchi facet z Karond Kar, antropolog)
===
=== Dzień 58, 8 października ===
Daz Dekappian
Nieco po świcie powrócił do portu na pokładzie Karaho, zadowolony z nocnych szkoleń. Humor poprawił mu się tym bardziej, gdy oznajmiono mu przekabacenie 6 nowych niewolników na korsarzy. Najwyraźniej nie tylko Kyrian miała na to wpływ, ale i w jakimś stopniu Ariadne, gdyż nie tylko płeć była mieszana, ale również rasa. A konkretniej, połowę chętnych stanowili asurowie, którzy przynajmniej słownie deklarowali wierność Khaine'owi. O oddanie Malekithowi nikt ich nie pytał, poniekąd przez ich przekonanie jakoby flota była neutralną i niezbyt polityczną organizacją, skupioną dookoła własnego zysku. Póki co, nikt nie zamierzał ich wprowadzać w bardziej skomplikowane niuanse, a ostracyzm w dyskusjach mógł utrzymać ich zdala od niewygodnej wiedzy.
Mniej radości przysporzyła Admirałowi furia Syndry, której to nieznany ktoś uszkodził jej karabin. Wichrzyciel potłukł lunetę, wyrwał spust i kurek, a także czymś ciężkim pokrzywił lufę, pozostawiając swoją ofiarę na łóżku pani oficer Lipali. Ku zaskoczeniu Syndry, Admirał nie zamierzał zajmować się brakiem właściwej ochrony na okrętach, wskazując to jako obowiązek każdego załoganta i kapitana z osobna. Jako Admirał miał nie tyle większe zmartwienia na głowie, co zwyczajnie oczekiwał od podwładnych samodzielnego myślenia i dbania o własne 4 litery, zamiast samemu pilnować ich niczym niemowlęta na każdym kroku. Opanowawszy pierwotną furię, Syndra przyjęła do wiadomości, że takimi problemami mają się zajmować we własnym zakresie, jednakowoż zaznaczyła, że animozje i nieufność pomiędzy poszczególnymi załogami nabiorą przez to na sile.
Po prawie dobie intensywnej aktywności, zwłaszcza poprzedzonej sutą imprezą, zmęczenie w końcu dogoniło Dekappiana. Oznajmiając, że idzie się łaskawie wyspać tym bardziej utwierdziło podległych jemu ludzi, że nie zamierza zarządzać każdym ich krokiem, ale oczekuje zadowalających rezultatów za oferowaną płacę.
Daz przed snem przypomniał sobie, że powrót wysłanych okrętów będzie miał miejsce dopiero za 55 dni, 113tego dnia wyprawy. Było to założenie uśrednione, gdyż równie dobrze pogoda mogła dopomóc bądź przeszkodzić w misji.
===
+1 korsarzy t1 (druchii mężczyźni)
+2 korsarzy t1 (asurian mężczyźni)
+2 korsarz t1 (druchii kobieta)
+1 korsarz t1 (asurian kobieta)
===
Ariadne
Po przebudzeniu przypomniała sobie, że Sabat będzie miał miejsce za 15 dni, czyli 23 października (73ciego dnia wyprawy). Zdała sobie sprawę, że czas najwyższy zacząć poganianie w kwestii transportu, gdyż droga lądowa i morska zdecydowanie w tej chwili odpadały. Negatywne myśli rozpędziła o poranku Melva, anonsując nowe nabytki od Kyrian w postaci aż 9 asurskich niewolników, z czego 8 miało stanowić kobiety. Najwyraźniej nastąpił przełom wśród jeńców, wyraźnie obserwujących wzrost szans na przeżycie w ramach służby, aniżeli wyczekiwanie na bycie złożonym w ofierze.
Wizyta u Shifu przyniosła dobrą i złą wiadomość. Dobra miała polegać na tym, że latający żmij mógł być 'na już' używany bojowo przez samego tresera, bądź jeśli Ariadne poświęci kilka dni na wspólne treningi - również przez nią. Co więcej, jeśli nie będzie ona przesadzać z prędkością lotu na pegazie, gad będzie w stanie nadążyć za nią w powietrzu. Zła wiadomość miała natomiast dotyczyć pojmanego kocura. W oczach Shifu, był to przypadek stracony, który pierwotną uległość demonstrował tylko z przebiegłości i nie ma co liczyć na jakąkolwiek współpracę. Jak twierdził treser, jego jedynie zastosowanie może mieć miejsce na arenie.
W porozumieniu z Polin, Ariadne zebrała grupę wszystkich naukowców pracujących przy projekcie odtworzenia Kamienia Drogi. Priorytetem było zdobycie budulca w postaci Aethyrandu, co wiązało się ze wzmożeniem działań wojennych wobec jaszczuroludzi. Mając go, możliwe było stworzenie przy uczestnictwie maga niebios Odłamka Drogi, który byłby w stanie posłużyć za kompas lub bilet pomiędzy istniejącymi Kamieniami Drogi.
Pozostawał jeszcze wątek "nadajnika", jak nazywała go Imra lub "rdzenia", jak z kolei określała go Polin. Do jego stworzenia potrzebne są klejnoty posiadające esencję magiczną każdego koloru magii. O ile przyjaźni czarodzieje potrafili sami zakląć klejnoty powiązane z ich dziedzinami magii, o tyle problem stanowiły brakujące. W toku dywagacji wymyślono obejście tego problemu poprzez przetwarzanie artefaktów powiązanych z danym kolorem, pod warunkiem, że takowe znajdą. Takie rozwiązanie było możliwe póki co tylko w teorii, za pośrednictwem Dharu Ariadne, dzięki któremu przeniosłoby się samą esencję koloru pozbawiając niestety przedmiot magicznych właściwości. Finalna kalibracja należałaby do Dustoi, jednak z powodu brakującego fragmentu instrukcji, istniało 50% szans na powodzenie. Dyplomatycznym milczeniem pominięto scenariusze mogące nastąpić po "błędnej" kalibracji, po której rdzeń zamiast filtrować magię i chaos zacząłby je gromadzić. W trakcie dywagacji pojawiła się również hipoteza umożliwiająca zastąpienie Dustoi, zbieranie kolorów do kupy i dużej dozy szczęścia wykształconym z zakresu Wysokiej magii asurem, jednak po gorącej dyskusji odrzucono pomysł z powodu wysokiego prawdopodobieństwa sabotażu.
Ostatnią kwestię stanowiło zagadnienie techniczne dotyczące umiejscowienia Kamienia Drogi w bazie. Przeważająca większość optowała za schronieniem go pod ziemią jednak z daleka zarówno od kuźni, składu prochu jak i groty Kultu, w której to już zwyczajnie brakowało miejsca.
===
+9 niewolników t1 [asurowie, z czego 8 kobiety]
===
Kaleth Bloodblade
Poranny obchód obozu i zamiar przypierdalactwa do dowódców szybko przypomniały mu niedokończoną sprawę z Sargem. Rozmowa dyscyplinująca z porucznikiem Emrielem przypominała huśtawkę emocjonalną, w której stary wiarus niejednokrotnie prosił się wręcz o egzekucję lub banicję uparcie zagrywając kartą pewnego siebie i niezastąpionego weterana. Finalnie spuścił jednak z tonu, gdy uderzono w jego czułą strunę. Dla sporej grupy rekrutów nadal był wzorem, a robiąc z siebie pijaczynę nie tylko tracił swój autorytet, ale mógł przyczynić się bezpośrednio do śmierci wśród tych, którym dalej by to imponowało i bezmyślnie zaczęliby go naśladować. Co więcej, poluźnienie dyscypliny sprawiłoby tylko, że całe wojsko rozłazłoby się z czasem niczym portki na jajach spod igły partacza. Pomimo ciężkiej rozmowy, Sarge nie zamierzał jednak rezygnować z chlania jako swojej jedynej przyjemności, ale w ramach kompromisu poprzysiągł nie zaniedbać przez to obowiązków.
Lordowi przeszło przez myśl, że drugą osobą do ustawienia w szeregu powinna być Grizelle, jednak szybko uderzyła go bezsensowność tego działania. Krnąbrna od początku wojowniczka może i za nic miała dyscyplinę oraz hierarchię, ale działając na własną rękę nie wyrządziłą w sumie żadnej szkody. Po odnalezieniu powołania jako akolitka Anath Raemy przeszła zauważalną przemianę względem swoich początków przygody z nimi, a jako "wielka łowcza" szybciej by zdecydowała się na dezercję niż nałożenie sobie sztywnego kagańca. Kaleth mógł się pocieszyć, że może przynajmniej nie będzie dążyła do publicznych ekscesów jak jeszcze niedawno miała w zwyczaju.
Po porze obiadowej Bloodblade dostrzegł lekkie rozluźnienie w swoich szeregach. Obserwując prace swoich oddziałów dostrzegł zjawisko zwane potocznie "waleniem w człona", jednak nim zdążył się zgotować, zauważył iż winy nie ponosili dowódcy. W ich obecności każdy zachowywał się jak należy i dopiero spuszczeni z oka zaczynali dawać z siebie solidne 30%. Przyczyny mógł się domyślać - jakkolwiek było chlanie i świętowanie, a nawet zwycięski rajd na wroga, tak odpoczynek wręcz nie istniał. Jeśli ktoś akurat nie był na patrolu, to zajmował się wspieraniem budowlanki. Jeśli Arti akurat nie potrzebował dodatkowych rąk do pomocy, to Huriof ścigał żołnierzy na tor przeszkód. Jeśli nie byli zajęci żadną z wymienionych rzeczy, to zwyczajnie spali wymęczeni po odhaczeniu wszystkich punktów. Faktem jest, że przeważająca część z nich spędziła dotychczasową służbę w bezpiecznych koszarach w sercu terytorium druchii, nie zaś w warunkach wojennych gdzie zagrożenie mogło uderzyć w dowolnym momencie. W zaistniałej sytuacji, ciężko było o poprawę przez same rozmowy dyscyplinujące bądź batożenie. Potrzebne wydawało się rozwiązanie systemowe.
Popołudniowa pogadanka z oficerami i resztą świty przyniosła kilka pomysłów na zauważony problem. Thulgurim był zwolennikiem przymknięcia oczu na to, dopóki robią swoją robotę. Huriof optowal za publicznymi karami dla tych najbardziej zauważalnie zaniedbujących obowiązki. Arti nie widział problemu mając cały czas ręce pełne roboty, jednak nadmienił, że przydałoby się kilka dni świętego spokoju na odpoczynek. Sarge dyplomatycznie wstrzymał się od udzielania w temacie przeczuwając, że cokolwiek powie to zostanie to użyte przeciwko niemu. Naesalla wyszła z założenia, że wojsku zwyczajnie brak rozrywek i nawet dając im wolne niewiele to zmieni, bo znudzeni będą prześcigać się w coraz głupszych pomysłach. Mai natomiast był zwolennikiem teorii, że bordello militare rozwiąże wszelkie bolączki. Pozostawiając sobie czas do namysłu nad rozwiązaniem problemu, Kaleth nakazał oficerom pochylenie się nad kazusem w postaci oblegającego obóz wroga i przedstawienie kilku scenariuszy na wydostanie z takiej sytuacji.
===
Sarge jest ponownie lojalny
===
Wszyscy
Werwa z jaką ludzie wzięli się za organizację przyszłej karczmy przeszła najśmielsze oczekiwania. Ilość niedawnej soli skutecznie konserwowała pomieszczenie, toteż brak było jakiegokolwiek grzyba i nie trąciło zginilizną, a jedynie delikatną wilgocią od samego portu. Zaoszczędzony w ten sposób czas przeznaczono na ustawienie w dwóch rzędach po dwa podłużne bambusowe stoły z ławkami po obu stronach, które były gotowe już do południa. W ten sposób pracująca ekipa mogła od razu zobrazować sobie wystrój i do wieczora powstał bar oraz ściany odgradzające główną salę od kuchni, do której wejście znajdowało się przy schodach. Na kolejny dzień pozostawiono budowę piętra, ale w ramach przedwczesnej radości już teraz zdecydowano się znieść napitki Thulgurima i Cirary oraz pojedyncze beczki rumu. Problem tymczasowego braku kuchni rozwiązał się dzięki Remkelowi, który serią wulgaryzmów odsądzających pochodzenie przodków niezdarnego Ganesha oznajmił zakończenie budowy windy. Tym sposobem Stary Zrzęda, Alchemiczka i Rybak przejęli role barmanów i kelnerów ograniczając darmowe napitki do dwóch kufli na łba. W tym samym czasie Felia i Sania z kilkoma niewolnikami w górnym obozie w spokoju przyrządzali obiecane kolacje, które zwożono dziewiczymi przejazdami windy na nabrzeże i donoszono do karczmy. Gustaw wyraził swoje obawy w związku z odprowadzaniem dymu z kuchni, jednak liczne krasnale opijające swój sukces zapewniły go, że dadzą radę.
Pomimo surowego wystroju nieskończonej acz funkcjonalnej tawerny, zdecydowano się na ozdobę w postaci zawieszonego na ścianie zdobycznego koła sterowego, nie tak dawno teleportowanego z wrażego okrętu. Na kilku rumbach koła dyndały smutno zdobyczne bandery, które udało się odzyskać lub odłowić po bitwach. Po pierwszej polanej kolejce samogonów ustanowiono kilka wstępnych reguł obowiązujących w lokalu:
- stopień i pochodzenie nie obowiązuje, więc zawrzyj gębę
- nie pijesz na czczo
- nie rzucasz się nożami w koło sterowe, tym bardziej po pijaku
- dwie czyste białe szmaty pod barem są na bandaże, a nie do ścierania rzygów.
Z uwagi na potrzebę omówienia delikatnych kwestii, Trójca opuściła karczmę i przeniosła się do groty kultu, gwarantującej większą dyskrecję. Dopiero teraz Lord i Admirał mieli okazję docenić oddanie, z jakim niewolnicy przygotowali komnaty Kapłanki, które wystrojone w ręcznie tkane gobeliny, pościel i wygodne meble dalekie były od surowych warunków obozu. Mimo, iż kompletnie nie przypominało to stylu znanego z Naggarothu, detale i insygnia pozwalały się poczuć jednak jak w rodzimej krainie.
W rozmowie poruszono kwestię konfliktu pomiędzy Najwyższą Kapłanką a Lordem, co po wymianie uszczypliwości i jadowitej ironii finalnie zakończyło się ustnym paktem o nieagresji i podaniem ręki. Jakkolwiek obie strony poczuły się nieswojo w trakcie tego gestu, oświadczyły że traktują to poważnie w ramach wyższego celu. Kolejnym wątkiem było wytropienia zdrajcow i przerzucanie się pomysłami na ujawnienie ich podstępem. Ze swojej strony, Ariadne zaproponowała udział nowego śledczego Allainisa Pin'Certhona, który zobowiązał się na dniach przedstawić swój plan działania, zaś Kaleth zgodził się udostępnić do wspólnych działań w roli oczu i uszu Maia z resztą Cieni. Dekappian natomiast oświadczył, że zaczął już działania od siebie, w postaci pełnej inwigilacji załogantów każdego okrętu. Na wokandzie pojawił się nawet pomysł plotki zatrucia napitków w karczmie, obarczając tym dwojako armię oraz Seranę. Miałoby to zmusić wiernych do szukania odtrutki u 'swoich', gdzie skryci poplecznicy wiedźmy albo uciekliby z obozu, albo się ujawnili.
Dalsza rozmowa została przerwana przez Rerinara, który wparował do pomieszczenia z pochwyconym za kark Dormrithem, wyłamując przy tym kapłanowi niemal rękę.
- Bez dwóch zdań was szpiegował - oznajmił chłodno, podcinając wiekowemu elfowi nogi z wciąż wykręconym ramieniem, sadzając go na tyłku pośród czterech par osądzających oczu.
Przyłapany kapłan rozpłakał się jak dziecko i wpadł w histerię. Z jego słowotoku nie dało się wiele zrozumieć oprócz "nie bij", "ona kazała" i "dawała spokój". Przy próbie wytrącenia go z katatoni Kaleth nieco przesadził oprzytamniającym liściem, wytrącając go z zamierzonej przytomności. Rerinar pospiesznie spętał szpiega i wyjął na bok znalezione przy nim przedmioty. Dobytek kapłana składał się z małego jajka nieokreślonego stworzenia, nieco pordzewiałą brzytwę, małą książkę będącą chyba dziennikiem, łańcuszek z naprzemiennie srebrnymi i złotymi ogniwami oraz isygniami Mathlaana, a także kilka kromek spleśniałego chleba przywiezionego zapewne jeszcze z północy.
Przejrzenie dziennika nie przyniosło rezultatu. Raz, że pismo jakim posługiwał się Dormrith nie miało nic wspólnego z kaligrafią, dwa - często treść była pokryta jakimiś koszmarnymi rysunkami przywodzącymi na myśl horrory podmorza. O dziwo, niektóre z rysunków, głównie akty przedstawiające znane im osoby, cechowały się perfekcyjną kreską i cieniami. Zgorszenie wywołało, gdy na tych obrazach rozpoznali nie tylko Melvę, Maia czy Drummond, ale również Glama lub śpiącego Gorra.
===
Rerinar +1 PD
Ariadne -6 Znaków Chaosu
Kaleth +6 Znaków Chaosu
Kaleth +perk: Podszepty Chaosu: wyrzucenie 1 na kości podczas testu nie kasuje już Sukcesów. Wyrzucenie 10 na kości podczas testu zostawia na Tobie 1 znamię Chaosu.
===
Post został pochwalony 0 razy
|
|