 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Sob 23:22, 22 Maj 2021 Temat postu: Intermission VIII: Zemsta Ss'ildra Tor |
|
|
[>>>SOUNDTRACK<<<]
Wszyscy
Jeńców i zrabowane dwukrotnie towary sprawnie ładowano na zacumowane okręty w postaci Dumy, Pięści Mathlaana i Karaho. Gdzieniegdzie dało się słyszeć jęczenie niedobitego druchii, ale wkrótce i tak martwego od odniesionych w wyniku ostrzału ran, a także trzask i gruchot zapadających się budynków. Na tym etapie mało kto zwracał już uwagę na wojenne pobojowisko, sporadycznie tylko zerkając na drogę ucieczki kawalerii.
Mijający Kaletha ludzie Daza oraz Kapłanki, nieświadomi jego rozmowy z właścicielem pierścionka, z politowaniem kręcili głowami jako świadkowie jego niedawnego paraliżu i duszenia się. O ile ludzie Lorda również nie byli do końca wtajemniczeni, o tyle wśród nich widoczna była obawa i współczucie, jakby wpadł w zastawioną pułapkę.
- Ty, ty, niedobry - słychać było przepity głos Thulgurima, grożącego zamkniętej w słoiku biżuterii.
- O tym też napiszesz o tym balladę? - spytał Jaskra Prospero przekazując mu drewnianą fajkę, gdy obaj stali oparci o burty.
- No jak nie jak tak. O majestatycznej szarży Dumy Khaine'a w czternaście wrogich armat, która samym taranowaniem zatopiła galeon.
Prospero popatrzył na niego krzywo. Mimo wszystko, był to prosty speluniarz, mimo że też bajarz.
- Tego łaknie publika, tego chcą uszy. Nie chcesz w knajpie przy kielichu słyszeć, jak wilki rozrywają sarny. Chcesz historie pełne brawury, farta z pogranicza niemożliwości, taaaaakiej ryby. - wytłumaczył Jaskier udając, że wcale nie zdaje sobie sprawy z głośności dialogu.
- O tym jak kapłanka wyrwała salwę od kuszników też napomkniesz?
- Przeżyła, prawda? Wzmianki zawsze warte. Słuchaczom należy pozostawić ocenę czy była to najwyższa odwaga, czy też głupota - nonszalancko zaciągnął się z podanej mu fajki, po czym dodał ciszej - No i aktualnej poprawności politycznej. - wypuścił dym zapatrując się w powstałe kółka, unikając zarazem spojrzeń.
Syndra zdawała się kompletnie nieobecna, siedząc na nabrzeżu na jednej z wkrótce załadowanych skrzyń. W dłoniach trzymała dziennik kapitana galeonu, który pozwoliła sobie sama przeczytać. Dziewczyna z wypiekami na twarzy przerzucała strony pełne zapisków oraz analizowała dołączone kartki z rysunkami, a sporadycznie zaś parskała śmiechem.
Grizelle na swoim zimnokrwistym dokonała obiegnięcia resztek obozu, zatrzymując się na środku centralnej alei. Półnorskanka, widocznie czymś zainteresowana, wyskoczyła z siodła i przyjrzała się ziemi oraz resztkom budynku, który wcześniej stanowił klatkę dla asurskich jeńców.
- Mai! Til meg! - krzyknęła nie odrywając wzroku. Rzucone Maiowi norskańskie "do mnie" zwróciło uwagę Kaletha. Mocno zdziwiony tropiciel pospieszył do łowczyni za niecodziennym wezwaniem. Wskazane palcem przez kobietę rzeczy, które wzbudziły jej zainteresowanie, natychmiast ożywiły chłodnego elfa, który z dużą wstrzemięźliwością wstrzymał kiwnięcia głową. Mai gwizdnięciem przywołał jednego z podwładnych, któremu na szybko wydał polecenia i skierował żołnierza do Kaletha.
- Panie Lordzie - odezwał się dobiegający Kopytko, niedawny kandydat na dowódcę. - Porucznik Mai kazał zameldować, że dowódca pokonanych sił obrońców jeszcze ciężko ranny na ucieczce. Według Grizelle, nie mogli odbiec daleko, jeśli chcą mu uratować życie. Ślicznotka nalega, by zacząć polowanie z Maiem i nami, korzystając z wolnych koni. Porucznik Mai popiera tę inicjatywę. Ja, jeśli wolno mi dodać, też.
- Eeee! Psubraty! - dał się słyszeć wrzask od strony morza. Lipali wpłynęła w zatokę w pośpiechu zwijając żagle, co nieomal zakończyło się podobnym lądowaniem na nabrzeżu, jaki wykonał slup Ss'ildra Tor, gdyby nie w porę zrzucony kabestan. Po nieudanym entree, na pokładzie Lipali podjęto decyzję o spuszczeniu szalupy by dotrzeć na i tak zatłoczone już nabrzeże.
Na pokładzie Pięści zapanowało bliżej niezidentyfikowane poruszenie. Po chwili dało się słyszeć wulgaryzmy i groźby, gdy korsarze Dumy próbowali doskoczyć do załogi Pięści, ale obie strony usiłowali rozdzielić ludzie Karaho. To co wywołało poruszenie, udało się natychmiast zidentyfikować - przybite dwa martwe szczury do obu stron drzwi kajuty kapitańskiej umiejscowionej pod kołem sterowym.
- Dhead Rhat - skomentowała słyszalnie Melva, pomimo kierowania słów do Ariadne. - Piętna zdrajców.
Dekappian
- Powinieneś na to zerknąć - zaczepiła Admirała Syndra przekazując otwarty dziennik. - Odtąd do końca.
Nie wdając się w wyjaśnienia, ruszyła nabrzeżem w kierunku płynącej szalupy zawierającej Vaasa, Drummond i kilka innych osób.
Daz spojrzał na trzymany w rękach dziennik pokładowy kapitana galeonu. Zaznaczone miejsce przez Syndrę zaczynało się od wpisów od początku października.
1 października
Mi'dira otrzymała jakąś nagłą wiadomość od chuj-mu-na-imię przybocznego Nelosi, że mamy pilnie zdać swojego kharibdysa w Ss'ildra Tor, a sami mamy oczekiwać na rozkazy w przyczółku obserwacyjnym u ujścia rzeki. Nie w smak mi oddawać bestię razem z wiedźmą, co więcej na pojedynczym niechronionym slupie gdy dookoła roi się od asurskich partyzantów. Skeggi niby zobowiązali się nas nie atakować, ale kto im udowodni jeśli rzucą się na pojedynczy okręt? Tak czy inaczej, odprawiłem dziewczynę z potworem, a sam z galeonem Lilaka i slupami jeszcze przed wieczorem skierowaliśmy się do wyznaczonej przystani. Mam nadzieję, że pozostali grzecznie czekali.
2 października
Zwykły ochlaj i wyżerka, bo co innego robić w punkcie, który ma tylko raportować ruch okrętów, a opcjonalnie zwracać uwagę czy jaszczurki nie zapędzają się na północ albo Alith Anar czegoś nie knuje.
Koło południa dotarł do nas zdyszany konny goniec, ze stolycy. Sporo informacji wyharczał na bezdechu, a jeszcze więcej po gorzałce. Primo, jedzie tu jakaś Cirerah. Ponoć mam się bać, bo to kawał wkurwionej baby. Szuka jakichś zdrajców, którzy wyjebali w powietrze ambasadę i rozpieprzyli lesbomancką relację Nelosi ze Staruchą (czego nigdy nie byłem w stanie pojąć - nie wiem, czy to zemsta wzgardzonej uczennicy Morathi by się bratać albo siostrzyć z najbardziej fanatyczną nałożnicą Khaine'a i zarazem wrogiem chaosu). Ponoć charakterystyczni. Łysy kapitan jakiejś krypy i kapłanka na pegazie. No kurwancka mać, co drugie takie jest. Tyle dobrego, że niecodzienna reszta załogi. Ponoć mają trochę ludzi i elfio-norskańskiego kundla, którzy nie są niewolnikami. No to już coś. Bo imiona Ariadne i Dekappian mówią mi cały chuj.
Dowiedziałem się też czemu zabrano nam kharibdyssa. Brakuje sztuk na wylęg, zwłaszcza samców. Praktycznie każdego kapitana i admirała Ss'ildra Tor zobowiązano do oddania samca lub świeżo dojrzałej samicy. Gdzie się podziały czasy, że płacono za najlepszych rodziców, byle trafiły do armii?
Wracając do Morathi - ponoć będzie wojna. Tako rzekł mi goniec jak już pochlał. Nic nowego, ale jak pisałem wcześniej, najpilniejsza uczennica przeciw Matce Króla Wiedźm? Obie znają swoje sztuczki na wylot, obie grają tak samo nieczysto. Że Hellebron się z jedną układa zamiast, jak zwykle, wołać o ścięcie obu na raz jest zdecydowanie powyżej mojej głowy. Tak czy inaczej, możemy się spodziewać, że w najbliższych miesiącach zawitamy Starożytnego Miasta Quintex. Nie będę narzekać, zawsze znajdzie się coś do rabowania.
3 października
Spokój w obozie, dzień bez wydarzeń.
Dobra, nieważne. W środku nocy przybyła ta cała Cirerah. Pierwsze wrażenie robi może i dobre, bo potencjalnego dzieciaka z nią już chciałem nazwać "któryś z dwudziestu razy jednej nocy", ale jak tylko się odezwała to cały czar prysł. Ani dobry wieczór, ani przepraszam że budzę, tylko od razu chce raporty, mapy i wypytuje o kapłankę z kapitanem. Moj pierwszy zdążył tylko burknąć, że gówno wiemy bo siedzimy w porcie od czasu rozkazu to tak mu przypierdoliła, że chłopa ocknąć nie mogliśmy po tym jak upadając mi biurko rozwalił. Jak się cokolwiek odezwać spróbowałem, to od razu mnie zjebała, że jej lordem nie tytułuję i czemu w ogóle śmiem na nią patrzeć, zamiast klęknąć na kolano. Jak Khaine'a kocham, tak tych skurwiałych szlachciurów wręcz przeciwnie. I już jej miałem powiedzieć co o tym myślę, ale potem zobaczyłem ile ludu ze sobą przytargała. Nie wiem co ta kapłanka i kapitan naodpierdalali, ale miała ze sobą wojska jak na roczne oblężenie, gdyby konie mogły się wspinać po murach. No i wiele kurwa zdzierże, ale męskich magów to miała tyle, że gdyby ktokolwiek szepnął słówko Malekithowi... Ss'ildra Tor by zniknęło z mapy a przodków dla pewności by wykopano i spalono kości.
4 października
O poranku zacząłem się zastanawiać, czy cała ta lordowska mość to mi się przypadkiem tylko nie przyśniła. Śladu po wojsku nie byłoby żadnego, gdyby nie rozdeptane końskimi kopytami ścieżki i pozostawiony przez nią jeden mag. Kai'sar, bo tak się ten zakazaniec nazywa, oświadczył że w nocy otrzymali wiadomość od ich informatora gdzie znajduje się admirał, lord i najwyższa kapłanka. Tak kurwa, dopiero teraz mnie uświadomili, że "kapitan krypy" to admirał, "dupencja na pegazie" to najwyższa kapłanka Khaine'a, a jakiś "norskański półkrwiak co o dziwo nie jest niewolnikiem" to pierdolony lord. Przetrąciłbym kark temu zawszonemu gońcowi, gdyby nie popędził do stolycy z moimi wiadomościami przed przybyciem Cirerah. Nosz kurwa mać. Takie persony to władają swoimi prowincjami i armiami, a ci chcieli bym się na nich porywał ze swoimi dwudziestoma slupami, trzema galeonami i pięcioma brygami.
[dłuższe kilka zdań przekreślonych]
Po namyśle stwierdzam, a także dalszych rewelacjach Kai'sara, że na dobrą sprawę... Jakim cudem nie słyszałem w ogóle o takich personach? Ja wiem, że na południe wieści wolno docierają, ale skoro mieli to być moi sąsiedzi? Brzmi to wszystko dla mnie jak kolejna z dupy intryga usnuta przez wiedźmy z sabatu w dogryzanie sobie marionetkami.
Nie wiem w którym momencie Cirerah przejęła nade mną dowództwo. Najwyraźniej to jakiś szlachecki zwyczaj, bo tak wynikało z poleceń przekazywanych przez Kai'sara. W trakcie jak Jej Zajebista Dupa z Posranym Łbem robi marsz na południe (powodzenia z Hexoatl i setkami jaszczurów po drodze), naszym zadaniem jest wspierać pozostawione siły do zabezpieczenia całego półwyspu na wschód. Dwa regimenty ruszają lądem by wyplenić ludzi Alitha, o których położeniu wiedzą od... kurwa Dekappiana. Tego admirała, którego mam niby szukać. A raczej, jakiegoś zdrajcy u niego. Generalnie, w środku nocy mam wyruszyć ze swoimi siłami i rozdzielić je częściowo na kilka godzin przed dotarciem do właściwego portu asurów. Ma to robić za jakąś zasadzkę, bo imć admirał się wybiera ustrzelić kilka asurskich łbów, podczas gdy na miejscu ma zastać naszą niespodziankę. A potem my mamy wjechać mu w dupkę jak norskański maruder w bretońską dziewkę klasztorną. Na lądzie ma czekać na nas jakaś Tris'hia dowodząca jednym z dwóch regimentów pozostawionych do czyszczenia półwyspu z asurów.
Na wieczór Kai'sar mnie poinformował, że Dekappian wypływa z samego rana, a jego siły zostały uszczuplone do 3 okrętów (dwa transportowce i jeden bryg), a na dodatek pozbawione kharibdyssów. Szczerze stwierdzam, że jeśli mamy takich informatorów, to Morathi w Quintexie powinna zacząć nosić bieliznę, a najlepiej pieluchy. W takiej sytuacji wypływamy zaraz, żeby dotrzeć o pierwszym brzasku, kiedy elfie oczy widzą najgorzej. Ni to nasze widzenie w ciemnościach, ni to światło dnia. Pojmani bretończycy mówili mi kiedyś, że to kurza ślepota, ale woleli ją i tak od kompletnego mroku.
5 października
Pierdolony Kai'sar, pierdolona Cirerah i pierdolony Dekappian z jego pierdoloną kapłanką i pierdolonym lordem. Jebany kaprys Mathlaana zmusił nas do cumowania środku morza, ale mimo to była zbyt silna. Połamane maszty, zalania, zamokły proch, o stratach w załodze nie wspominając. W zasadzie do dalszej rejzy zdatne miałem tylko wszystkie galeony i cztery slupy. Niech jeszcze raz mi jakiś szczur lądowy powie, że nie ma czasu na pierdoły jak modły do boga morza. Wszystkim uszkodzonym nakazałem odwrót, a co by nie byli bezbronni, kazałem jednemu galeonowi ich ubezpieczać. Jeśli informator się nie mylił, przy takiej przewadze sił i tak damy radę z palcem w dupie. Kai'sar został na galeonie z wracającym do bazy Lilakiem, dla bezpieczeństwa. I żeby mi dupy nie zawracał. W obecnej sytuacji nie będę rozdzielać sił. Raz, że dwie mniejsze grupy przy odrobinie pecha mogłyby przegrać, a dwa... Niech ta cała Tris'hia nie zacznie mi potem dupy truć jak każdy żołdak bez znajomości morza, że byle burza i floty nie ma.
Czas na bitwę.
Kurwa, tak łatwo z Alith Anarem jeszcze nigdy nie poszło. Zgodnie z założeniem otworzyliśmy ogień jak tylko port znalazł się w zasięgu dział, a obudzeni obrońcy wycofali się licząc na przewagę w mieście albo podczas odbijania go. Nie przewidzieli, że za obozem czekała na nich liczona w dziesiątkach konnica. Nim dobiliśmy do nabrzeża, już było po wszystkim.
Poznałem Tris'hię. O niebo ciekawsza persona niż Cirerah. Zawadiacka, pyskata, ale nie z uniesionym nosem. W piździe ma politykę, interesuje ją przede wszystkim sieczka asurów, a przynajmniej tak mówi. Wymieniliśmy uprzejmości, upewniłem ją, że plan działa jak należy, ale tak szczerze, to chcę dać się wykazać swoim ludziom w otwartej walce. Niech zdobywają imię dla siebie, a co. Przeszło mi przez myśl, że przyjdzie mi się gesto tłumaczyć z braku wsparcia jakby sprawy przybrały zły obrót, no ale na litośc boską. Co mogą dwa transportowce z jednym brygiem?
Biorąc pod uwagę jak sprawnie nam poszło, uzgodniłem z Tris'hią, że biorę część łupów i pochwyconych oficerów do bazy. Jeśli zdrajcy dopiero trzy godziny temu wyruszyli, to nie ma szans by tak szybko dotarli do nas z południa zatoki. Ba, zakładam nawet, że pewnie jeszczą liżą rany po burzy, bo po takim kaprysie Mathlaana to nawet w porcie łajba nie była bezpieczna. Zakładam nawet, że zdążę obrócić z powrotem z częścią sił jako rzekome wsparcie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Nie 18:13, 13 Cze 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|