 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pią 7:12, 27 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Kazik:
Czacha okazał się mieć w chwili śmierci więcej honoru, niż ktokolwiek by go o to podejrzewał. Dumnie spojrzał się Kazikowi w oczy zanim kula zmasakrowała twarz. Po chwili krew mieszała się z błotem w deszczu.
Dread przełknął ślinę. Skupił z trudnością wzrok na twarzy egzekutora z powodu braku okularów.
- Zdefiniuj "pomoc" i "wolność".
Postawa Czachy najwyraźniej dodała mu otuchy zamiast złamać. Aczkolwiek musiał brać pod uwagę, że pozostali dwaj uszli z życiem.
Tasza:
- Przestań bredzić! - warknęła do Taszy i wysiadła. Parking był niemal pusty. Niemal, gdyż na kwietnikach pod szklanym wejściem siedziało kilku zarośniętych facetów z butelkami i papierosami. Najwyraźniej właśnie trafiło im się widowisko i przenieśli uwagę na piętnastolatkę i idącego do sklepu mutanta.
- Panie kudłaty technik! - krzyknęła za Tomaszem.
- Siedź na dupie smarkaczu i się nie odzywaj. Tasza, Milly, chodźcie po te zakupy.
Wezwana blondynka spojrzała pytająco na Taszę.
- Nie skończyłam jeszcze.
- Ale ja tak. Do budy! - warknął.
- Kto jak kto, ale to nie ja z nas dwojga wyglądam jak pies.
- Dochodzę do wniosku, że twoja stara sama by się zastrzeliła, gdyby musiała dalej wychowywać takiego gnoja. - rzucił i odwrócił się plecami idąc w stronę wejścia.
Pijaczki pod sklepem z zainteresowaniem przyglądały się zajściu. Lila wybałuszyła oczy i otworzyła usta z wrażenia.
- Ooo nie... Teraz to, kurwa, przegiąłeś. - schyliła się po zgniecioną puszkę i rzuciła mutantowi w plecy. Zatrzymał się i poczekał aż podejdzie.
Gdy szła bluzgając z wymierzonym palcem, Milly złapała Taszę za rękę.
- Zróóóób cooośśś... - syczała blondynka.
- Madame, jeśli wolno zauważyć, obecny stan emocjonalny wpływa degresywnie na morale pozostałych członków oddziału. - dodał Goliat.
- ..aj co chcesz, rób co chcesz, ale od mojej matki się OD-PIER-... - wzięła zamach jednak mutant okazał się szybszy. Uderzył ją w ramię w momencie gdy już miała go trafić pięścią i dziewczyna straciła równowagę upadając na asfalt. Syknęła z bólu.
- A teraz mnie posłuchaj. - odezwał się lodowatym tonem na zjeżonej twarzy - Straciłaś matkę i zamiast próbować ją pomścić, chcesz ułożyć sobie życie. Rozumiem to. A teraz ty zrozum mnie. Oni żyją i bezczynnością nie mam zamiaru skazywać ich na śmierć. Bo dla mnie to będzie bez różnicy czy zginą atakując Konfederatów, czy w jakikolwiek inny sposób. W momencie traktowania prądem nie będą już tymi samymi ludźmi. Będą skrupuły, jeśli będę musiał do nich strzelać, ale tego nie da się odwrócić. Więc chcę temu zapobiec, uprzedzić ich. Uratować naszych. Przyjęłaś to do wiadomości?
Zacisnęła zęby patrząc na zdarte ręce i łokieć.
- Jeśli nie, obojętny mi kierunek w jakim pójdziesz. Byle nie ten sam co mój.
Wstał. Walczył ze sobą chwilę, jednak nie pomógł Lili wstać. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wejścia do sklepu. Pijaczki posłusznie uciekały wzrokiem w dna butelek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|