 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Wto 16:37, 06 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Sinister
Gdyby nie plecak, Fel szła by niczym kotka. I w zasadzie, nie przeszkadzało jej to w niczym, ale widzom już jednak tak. Zbliżając się do zejścia podziemnego zdążyła przykuć uwagę Carreya i jego starszego kolegi. Młodszy nie mógł oderwać oczu, zwłaszcza gdy mijająca go piękność spoglądała mu w oczy obracając w ustach lizaka. Starszy zachował jednak zimną krew i skupił uwagę na Sinisterze, grożąc mu palcem, ale nie czyniąc żadnych przeszkód.
Kątem oka młodziak dostrzegł Carreya kręcącego głowa i silącego się, by kąciki ust nie uformowały się w uśmiech.
Gdy zeszli po schodkach, za plecami mieli kolejnych dwóch strażników wymieniających sobie na ich widok uwagi pokroju "whoa, ale sucz" oraz "zasrana służba". Stali na środku tunelu, który kończył się z jednej strony wyjściem na sąsiedni peron, toteż blondynka poszła w przeciwną stronę.
Przeciskając się przez raz gęstszy, raz mniej gęsty tłum w pokrytym graffiti, plakatami i odpadkami tunelu doszli do miejsca określonego napisem "checkpoint". Było to 5 bramek z kołowrotkowymi bramkami z 6cioma umundurowanymi strażnikami oraz siódmym kręcącym się z długowłosym owczarkiem niemieckim.
- Nie widziałem cię kotku na mojej zmianie... - zaczął pierwszy umundurowany chojrak, po czym przeniósł wzrok na Sinistera - Co się gapisz?
- On jest ze mną. - powiedziała miękko.
Chojrak westchnął, wyjął plastikową podkładkę z plikiem przypiętych kartek.
- Na razie... - dodała przekrzywiając zawadiacko główkę Sinister usłyszał mlaśnięcie lizaka. Zachodził w głowę co dziewczyna zrobiła, że strażnik cały pokraśniał.
- No dobrze, już was wpuszczam, tylko dokumenty pokażcie.
- Oto one. - podała mu kartkę z ogłoszeniem Harlana Wade'a.
- Oj kociaczku, to nie praca dla ciebie. Nie musicie tak kombinować byle by wejść. Mogę ci załatwić przepustkę, jeśli chcesz.
Zdjęła plecak i pochyliła się kokieteryjnie.
- Mylisz kocicę z tygrysicą, moja sarenko.
Chłopak uśmiechnął się by po chwili dostać wierzchem dłoni po potylicy.
- Co to ma, kurwa, być? Dawno, kurwa, opierdolu nie dostałeś zasmarkany pojebie? Wpuszczasz albo nie, a szukasz gdzie chuja umoczyć blokując bramkę. - wydarł się na chłopaka starszy strażnik, mniej więcej rówieśnik tego, co pilnował peronu.
- Już, sir, ta pani nie ma dokumentów i...
- Chuj mnie to boli pojebie... pokaż, co to jest.
Chwycił ogłoszenie i przeczytał. Łysy i barczysty strażnik teraz wydawał się być jakimś majorem.
- Wy do Wade'a? Blondynka i jakiś cwelek z pustyni? - podsumował ich - Żyję 50 lat a jeszcze nie widziałem żeby dziwka i jej alfons potrafili robić prognozy.
Zaskoczył ich. Wyglądał na młodszego.
Skierował spojrzenie na flirciarza.
- No i co tu, kurwa, robisz jeszcze? Zapierdalaj do Wade'a w podskokach albo nakopię do dupy! - wydarł się, ale nim skończył zdanie to młodego już nie było. - Boże, z kim ja muszę pracować. Jeden szcza w nocy i moczy łóżka, drugi gania z chochlą za kundlem i zbiera jego szczyny bo mu psi lekarz kazał to robić po wsadzeniu jebanemu sierściuchowi palca w dupę, trzeciego boli pępek i paznokieć jak stoi, czwarty się kurwa postrzelił zabezpieczając broń, a ten byle dupę zobaczy to chujem szyby z okien wybija... Ja pierdolę, właźcie i nie blokujcie przejścia.
Wpuścił parę gdy żyłka zaczęła mu już pulsować na skroni.
- Poczekajcie tu z tą zasraną bandą gówniarzy póki się ktoś do was nie zgłosi. Jak nie przyjdą, to znaczy że macie wypierdalać.
- Kapitanie...
- CZEGO KURWA?! - wydarł się na tego co zaczął pytanie. Chłopak miał bandaż dookoła stopy.
- Nic... już... nic...
Kapitan warknął i opuścił ręce bezradnie oddalając się. Pies zaskomlał i mlasnął.
- Zupełnie jak mój ojciec... - mruknęła Fel wyrzucając patyczek od lizaka.
- Mój jest gorszy. - odezwał się ktoś za ich plecami. Tym kimś była miła blondyneczka i wielkich okularach
- Zobaczycie, jeśli chcecie dla niego pracować. Nazywam się Alma Wade. Jestem córką Harlana. Znaczy, dla niego asystentką, ale to nie ważne. Chodźcie.
Kazała podążać za sobą.
- Witamy na Stacji, jeśli nie mieliście nigdy okazji tu być. - zagadnęła prowadząc przez ogromny dworzec. Przez oszklony dach wpadało tyle słońca, że człowiek nie czuł nawet, iż jest w pomieszczeniu. Dworcowe kasy przerobione na pomniejsze sklepiki, wszędzie unosił się zapach różnych dań z pomniejszych restauracji. Na wielkim rozkładzie z przerzucanymi literkami zamiast godzin odjazdów prezentował się program publicznej tv.
- Jakieś przemówienie o 18tej. - przeczytała Sinisterowi Fel.
- Tak, tak. Delano będzie wygłaszać mowę do mieszkańców. Ponoć ma coś ważnego do powiedzenia.
Główna hala była pełna ludzi, w większości wyłączonych telebimów oraz smrodu przepoconych ciał. Alma jednak niestrudzenie przebijała się przez tłum w coraz to węższe pasaże, aż dotarła po schodach do jednego z nich. Uchyliła drzwi i wpuściła parę.
Pomieszczenie było podłużnym gabinetem, zastawionym mapami, urządzeniami w częściach, kablami i tonącym w papierach długim stołem. Pod ścianami znajdowały się biurka z małymi komputerami, aczkolwiek ekrany przypominały bardziej małe telewizory, zaś ekrany spowijały jedynie linijki tekstu. Przy jednym z biurek zajęci byli dwaj mężczyźni. Gdy weszli, jeden wrócił do pracy, podczas gdy drugi zbliżył się przedstawić.
- Witam, nazywam się Harlan Wade. - zrobił lekko zniesmaczoną minę.
- Przepraszam za bezpośrednie pytanie, ale macie jakiekolwiek pojęcie co tu możecie robić? - ruchem ręki wskazał przedmioty na stole przypominające duże frizzbee z wiatraczkami oraz mapę Stanów Zjednoczonych z licznymi zakreślonymi miejscami lub całymi obszarami. Niektóre posiadały przypięte pinezkami oznaczenia.
- Albo inaczej. Czym się zajmujecie, bo nie wyglądacie mi na zapoznanych z tematem.
Fel wyraźnie wyglądała na zakłopotaną.
Jason
Polał sowicie szklankę gościowi i sam sobie dolał. Wstał i podał do ręki.
- Zacznijmy od małej rady. - powiedział gdy wrócił do biurka zgasić cygaro i zdjąć okulary.
- Zwróciłem uwagę na twoje zachowanie. Brak ci dystansu do ludzi. Za bardzo starasz się z nimi zżyć. - stuknął swoją szklanką o tę podaną gościowi i napił się łyk. Włożył rękę do kieszeni i przeszedł się po gabinecie.
- W ten sposób ciężko zdobyć szacunek. - błądził oczami po ścianach - Jak to powiedział mi kiedyś pewien ambasador... Mieczkowski miał na nazwisko. "Łatwiej powiedzieć komuś 'ty chuju' niż 'panie chuju'." Nie martw się jeśli nie zrozumiesz. Mi to zajęło kilka lat.
Obrócił się.
- Wiesz czym się zajmuje kościół? W kontekście politycznym.
Zrobił przerwę, jednak nie na tyle długą by gość się namyślił i dał odpowiedź.
- Otóż jest największą skarbnicą wiedzy o ludziach. Agencja wywiadu można by rzec. Tak, wiem po co tu przyjechałeś. Zebrać informacje, prawda?
Pociągnął łyk.
- Możemy pomóc sobie wzajemnie. To znaczy, ja udostępnię tobie te informacje, które potrzebujesz, ty natomiast zdobyłbyś kilka dla mnie.
Ponownie pociągnął.
- Przepraszam, że tak obcesowo wykładam kawę na ławę, zaraz mam ważne spotkanie i się spieszę. Jak wiesz, na obecnej scenie politycznej mamy 2 graczy, a w zasadzie trzech, jeśli liczyć normalnych ludzi. Mam na myśli Konfederację Człowieka oraz naszego pana Delano. Wierzę w dobre intencje każdej ze stron, ale... Cóż. Wiem o nich tyle, ile widzę i ile mówią mi moje owieczki. A mówią wiele, często sprzecznie. Raz mówią, że Delano jest człowiekiem CoH, raz mówią że są zażartymi wrogami. A ja nie chcę mieć konfliktów. Nie chcę by owieczki miały wilka na pastwisku. Rozumiesz?
Pociągnął łyk.
- Rozumiem, że żądam wiele i to co cię interesuje może być mało. Ale Kościół jako instytucja nigdy nie był biedny, jeśli rozumiesz co mam na myśli. A sam Bóg łaskawie patrzy na swoich pomocników.
Pastor wyraźnie unikał pytania wprost, czy Jason jest wierzący. Albo zwyczajnie przyjął to za oczywistość.
- Doszły mnie słuchy o dziwnych metodach Konfederacji, o segregacji ludzi, a czymś na wzór apartheidu. Doszły mnie też słuchy nawet o tak prozaicznej rzeczy jak wszczepiane dowody osobiste na prawym ramieniu, co jak czytałeś biblię się źle kojarzy. "A znak jego nosić na prawym ramieniu będą". Nie żebym uosabiał ich z szatanem, nie jestem fanatykiem. Leży mi na sercu dobro ludzi. I to, żeby znali prawdę. Podobnie o Delano. Widzę, że stara się najlepiej jak może, ale jego metody... Cóż.
Pociągnął ostatni łyk. Poszukał wśród szpargałów czegoś by po chwili wyjąć czarny kapelusz. Strzepał go z kurzu i założył na głowę.
-Mówiąc najprościej jak to możliwe, chcę informacji. Nasłuchuj. Weryfikuj. Pytaj. Chodź, spieszę się.
Gdy się ubrał i poprawił przed wyimaginowanym lustrem, biła od niego charyzma.
Ruchem dłoni dał do zrozumienia, że pora opuścić gabinet. Prowadził Jasona dokładnie tą samą drogą, którą przyszedł z Elen.
- Jeśli dasz radę, dostań się w pobliże władzy którejś ze stron - strzepnął pyłek z ubrania Jasona - A Bóg na pewno cię wynagrodzi za swą służbę. A teraz... Miłego dnia życzę.
Pożegnał się chyląc kapelusz i zostawiając Jasona przy konfesjonale. Zadziwiające było to, że przez całą rozmowę prowadził dialog jedynie z myślami gościa. Najwyższa forma monologu została właśnie objawiona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|