 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Wto 18:41, 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Sinister
- Z grubsza. - skinęła głową Alma - Będziecie traktowani na równi z mieszkającymi tutaj, możecie korzystać z lecznicy i tak dalej.
Prowadziła ich wąskim pasażem pełnym różnych akcesoriów z cyklu "wszystko po 5$".
- Jedno co będzie was wyróżniać, to to że nie możecie ich zdejmować. Macie je mieć cały czas na wierzchu, bo to będzie wasz jedyny dokument. A jeśli nie na wierzchu, to chociaż przy sobie, żeby was w kółko nie targali by sprawdzać odciski i porównywać zdjęcia. A, i z racji pracy u mojego ojca możecie nosić broń. Podkreślam "możecie". To nie znaczy "musicie". Ludzie się tu krzywo patrzą na każdego z karabinem, a kto nie ma munduru.
Sprowadziła ich ponownie na główną halę i ruszyła w kierunku czegoś, co wcześniej było zapewne kasami. Po drodze pożegnała chrzczonego damskimi imionami, który odbił w kierunku bocznicy.
Nowe kasy okazały się być posterunkiem tutejszej straży, ale wcale ilość brązowych mundurów nie raziła po oczach. Alma machnęła przepustką i kolejno zgłębiali się wewnętrznymi korytarzami by dotrzeć do pomieszczenia którego nazwę Fel przeczytała jako "ewidencja".
- Tom, zrobisz mi przysługę? Weź daj tej dwójce identyfikatory. Zatrudnili się u nas.
- Kolejni samobójcy? - mruknął siedzący za jednym z dwóch biurek starszy mężczyzna - Dawaj ich.
Na widok Fel nazwany Tomem poprawił rozpiętą koszulę i schował kudłatą pierś. W pokoju, mimo otwartego okna, ciążył zapach potu. Mężczyzna wyjął 2 arkusze i położył je na drugim biurku, kładąc przy każdym po długopisie oraz przysuwając składane taborety.
- Wypełnijcie. - zabrzmiało to nieco jak rozkaz. Alma tymczasem czekała oparta o framugę.
Fel zajęła się zapisywaniem kolejnych rubryczek zapominając o analfabetyzmie Sinistera, który w tej chwili widział tylko ciąg znaczków pod różnymi kwadracikami.
Jason
Gdy szedł w stronę miejsca 'wypoczynku', nikt z siedzących nie zaszczycił go spojrzeniem. Jedynie grożący mu niedawno dziadek chrapnął głośniej w bujanym fotelu.
Na Stację trafić nie było wcale trudno - jej szklany dach górował nad większością budynków, a także kręciło się tam sporo ludzi. Gdy przedarł się przez dziesiątki zrujnowanych bądź prowizorycznych domów, przyczep kempingowych, namiotów oraz bliżej niezidentyfikowanych obiektów, był na miejscu.
Sama stacja obudowana była wysokim betonowym murem, do którego wejście możliwe było jedynie poprzez odkryte perony o numerach od 8 do 12. Wyjście z nich do serca stacji możliwe było tylko przez zejście do podziemnego przejścia, w którym rozstawieni byli uzbrojeni strażnicy z psami i listami mieszkańców. Ich zadaniem było niewpuszczanie nikogo, z wyjątkiem osób uprawnionych lub załatwianie przepustek, o co jak wynikało z obserwacji - było bardzo ciężko. Na samych peronach 8-12 rozstawieni byli kupcy z naprawdę szerokim spectrum towarów, pojedynczy grajkowie zabawiający ludzi a także wielka tablica ogłoszeniowa. Wypełniały ją z grubsza notatki dla krewnych, o tym czy ktoś przeżył i gdzie obecnie jest albo gdzie zmierza. Nie brakło też pojedynczych ulotek o zaginionych osobach, kilka 'kupię/sprzedam', oferty pracy dla najemników, a także propagandowy plakat o treści "Konfederacja to kłamstwo!" podpisany imieniem Proroka. Na samych peronach nie brakło też żebraków, prostytutek, kieszonkowców, a także osieroconych dzieci, kręcących się jedynie i domagających uwagi.
Noma
[SOUNDTRACK]
Muzyka wyła na pełny regulator wydzierając się z uchylonych okien hummera. Oddział Sierra 1, błędnie nazywany oddziałem Skorpio, jechał na kolejny rutynowy patrol. Nikomu co prawda nie przeszkadzało nazywanie imieniem jednostki wielozadaniowej wszystkich oddziałów Sierra, ale zdarzały się wyjątki. Dla przykładu, dowódca grupy, sierżant Snaps, z uporem maniaka tłumaczył każdemu, że Scorpio to nazwa zbiorcza wszystkich oddziałów Sierra, od 1 do 9. Wynikało to z prostego faktu - Sierra 1 była najlepszym oddziałem ze wszystkich Skorpionów i nie lubił jak się wrzuca go do jednego wora z kotami z "dziewiątki".
Cały oddział liczył 8 osób i w chwili obecnej składał się z dodatkowych dwóch członków w postaci pojazdów opancerzonych hummer. Odbywali właśnie jubileuszowy - bo setny - patrol. Chowając się w głębi drugiego pojazdu, by w razie czego nie zostać powiązanym z takim idiotami jak szalejącym topless w pierwszym humvee Sweetwaterem czy też przywiązanym do zderzaka po przegranym zakładzie Haggardem. Były powody do radości. Tego dnia mijało równo 4 lata ich wspólnej służby. Tego dnia mieli patrol o numerze sto. Tego dnia podliczało się wspólnie odbyte akcje, liczyło rany i wspominało ile to razy im się cudem udało.
Sweetwater wychylił się z dachu przez okienko strzeleckie obnażając się światu i rycząc refren. Wyglądał nieco komicznie w tym wielkim pojeździe, biorąc pod uwagę jego chuderlawą posturę i opadające co chwila w dół płaskiego jak stocznia narciarska nosa okulary. Taki niestety urok uczonych kończących w kamaszach. Ale najwyraźniej nie żałował. Bycie technikiem w oddziale sprawiało mu więcej satysfakcji niż cokolwiek innego.
Przez szybę kierowcy pierwszego wozu wychyliła się czarna dłoń dająca znak by zrównać się nimi. Należała ona do Marlowe'a, operatora broni ciężkiej i zarazem jednego z lepszych kierowców jakich Stacja widziała. Dostał nawet propozycję przeniesienia się do Elite Eagles, ale odmówił twierdząc przy tym, że z idiotami którzy odpalają motorówkę "na popych" pracować nie ma zamiaru. Wszyscy go lubili, zwłaszcza że mimo faktu bycia murzynem, sam opowiadał najlepsze rasistowskie dowcipy.
Kierowcą drugiego humvee był... W sumie nikt nie pamiętał jego imienia bez patrzenia na naszywkę i wołano na niego Błotniak. Ksywka wzięła się jeszcze z czasów wspólnych treningów, gdy wysłany na kurs zwiadowców źle zrozumiał polecenie. Zamiast ominąć wszystkie rozstawione patrole i dotrzeć do mety, Błotniak przepłynął w wpław 2 jeziora, ominął wszystkie patrole, a na koniec przekradł się do bazy by zameldować o sukcesie kapitanowi. Oczywiście wyglądem niewiele różniąc się od sterty błota. Paprotkę zza kołnierza nawet wysuszył i zostawił na pamiątkę.
Gdy samochody się zrównały, siedzący na miejscu pasażera O'Hara opuścił szybę. Sean O'Hara był typem zazwyczaj mrukliwym, jednak niewielka ilość alkoholu zawsze zamieniała go w duszę towarzystwa. Także i tym razem ten szturmowiec nie mógł się powstrzymać od snucia przeróżnych opowieści. Jadąc równolegle przechwycił od Marlone kilka podanych mu skrętów. Z racji, że zarówno Błotniak jak i Snaps odmówili, odwrócił się do siedzącej za nim Nomy.
- Zajarasz? Czysty towar.
W tym samym momencie za szybą w miejscu Sweetwatera pojawiła się Becky, również topless. Dziewczyna była szpetna jak czarna listopadowa noc gradowa, jednak nie można jej było odmówić trzech rzeczy: miała niesamowity talent strzelecki, podobnie jak i prawą oraz lewą pierś. Pani snajper nie oszczędziła chłopakom widoków mając nimi.
-Noomaaaa! Twoja koleeej! - wrzeszczał ostatni z ekipy Faja. Pseudonim zawdzięczał swoim znajomościom umożliwiającym dostarczanie kontrabandy, głównie fajek.
Najgorzej ze wszystkich bawił się Haggard. Aczkolwiek lepiej mu było teraz, gdy samochody się zrównały, niż chwilę wcześniej gdy sypał mu się w twarz piach i spaliny ze znajdującego z przodu pojazdu.
- Nie wstydź się mała! Dawaj! - ponaglała Becky.
Snaps zsunął czapkę na oczy okazując resztki szacunku.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Wto 18:47, 27 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|