 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pią 15:10, 27 Sie 2010 Temat postu: Rozdział 2: Uwaga, drzwi zamykają się |
|
|
Jason
Gdy dążył do wejścia na stację, na sąsiednim peronie zauważył rozgardiasz. Wcześniej umknęło to uwadze z racji i tak pokaźnego tłumu ludzi, jednak teraz i sam tłum wydawał się nieprzypadkowy.
Peron zapełniała kolejka, prawie samych mężczyzn w wieku od około 15 lat do na oko 50tki. Kobiety również były zauważalne, ale część nie odróżniała się posturą i ciężko było uznać je za przedstawicielki tej słabszej płci. Po chwili zrozumiał czemu - na końcu kolejki znajdowało się małe biurko z typową 30letnią kobietą, z urody przypominającą bibliotekarkę, zaś nad nią wielki telebim wałkujący zapętlony spot reklamowy. W spocie co chwila coś wybuchało, jeździły hummery, pokazywano twardzieli z karabinami, helikoptery robiące piekło na ziemi z potencjalnych wrogów oraz, rzecz jasna, seksowną panią pilot, której czarne włosy rozwiewały się od kręcących się śmigieł gdy szła niczym modelka przez lądowisko. Całość kończyła się starym jak "nowy" świat wizerunkiem wujka Sama i napisem "dołącz do najlepszych". Patrząc po rozmiarze kolejki, do końca zapisów chętnych zostały co najmniej 2 godziny.
Gdy Jason zszedł po schodach do tunelu i oczom ukazały się bramki pilnowane przez kilku jegomości w brązowych mundurach, niektórzy szwendali się z psami.
- Do Wade'a? Kolejny? - zdziwił się strażnik - Widać jest popyt na coś więcej niż strzelanie, ale będziesz z tym musiał zaczekać. I on, i jego asystenci są zajęci w tej chwili bo załatwiają jakąś, cytuje "wysraną z czyjejś mordy sprawę". Sorry, stary. Jak chcesz, to możesz posiedzieć tu z nami póki czekasz. Tylko bez numerów.
Sinister & Noma
Znany śledczym z bożej łaski pokój konferencyjny dla odmiany faktycznie spełniał wyznaczoną funkcję.
Instynktownie cała trójka usadowiła się z tyłu jak w klasie, podczas gdy Teagan przyjął rolę nauczyciela. Usiadł na ławce z przodu i przeglądając trzymane papiery zaczął mówić.
- Będę się streszczać, bo się spieszę na spotkanie z Delano i Rooneyem na temat istnienia tego wydziału. Opinie Rooneya mam gdzieś i z góry wiem co jako zatwardziały generał powie, ale to Brown tu decyduje. Fakt, że rozwiązaliście we trójkę sprawę w niespełna 12 godzin powinien coś znaczyć, ale mam też kilka asów. - napił się wody z kubeczka, który przyniósł ze sobą - Wracając do tematu: kilka dobrych, kilka złych wiadomości. Będę przeplatał, bo są powiązane. Pierwsza sprawa to to, że niemal na pewno będziecie istnieć, więc szykujcie się na wizytę jutro o 8mej tutaj. Póki co nie wiem jak z tym prowizorycznym posterunkiem, dzisiaj pogadam, może dostaniemy lepsze lokum.
W tym momencie uchyliły się drzwi i niemrawo zajrzała znana Fel i Sinisterowi młoda blond koza - Alma. Zaraz za jej plecami widać było jej pomocnika taszczącego jakieś kartony. Teagan skinął by weszli.
- Kilka kolejnych spraw właśnie przyszło. Dopóki nie będzie potrzeby rozbudowania wydziału o jakąś biurokrację, ta dwójka będzie wam pomagać. Podejrzewam po prostu, że przez pierwsze dni nie będziecie nic robić, bo raz, że mało kto wie o naszym wydziale, a dwa - wątpliwe aby z dnia na dzień uwierzyli w naszą skuteczność i zaczęli walić drzwiami i oknami. Póki co będziemy w siódemkę pracować. - napił się ponownie i spojrzał na Fel omiatającą wzrokiem towarzystwo, marszczącą przy tym brwi.
- Tak, to jest moja kolejna niespodzianka, ale o tym później. Johny, pokaż najpierw pierwszą.
Pomagier Almy, który w końcu zaczął mieć imię, wypakowywał w tym czasie zawartość kartonów. Część niewiele uchyliła tajemnicy, bo była popakowana w mniejsze i nie kwapił się ich rozpakować. Wyjął natomiast laptopa z całkiem sporym ekranem.
- To jest teraz... wasz... hmmm...
- Służbowy komputer. - dopomógł Teagan.
- Tak.. no... Trochę rzęch, nie ukrywam. Jedynie 128 giga ramu, ale do pisania powinno wystarczyć. Do waszej jutrzejszej...
- O tym cicho na razie. Pokaż co zmontowaliśmy.
Johny skinął i postukał chwilę w klawisze, po czym obrócił notebooka.
Na czarnym ekranie zajarzył się złoty obrys tarczy, który po chwili uformował się w odznakę z napisem SRPD. Zaraz za nim zaczęła się kawalkada scen przesłuchań, pukania tudzież drzwi, machania odznakami, ujęcia Nomy pracującej przy mikroskopie, Felicii rozglądającej się po miejscu zbrodni rozbłyskiwanego przez flash aparatu innego funkcjonariusza, oddziału w czarnych kombinezonach wpadającego do pomieszczenia oraz Sinistera wychodzącego z pokoju przesłuchań i opierającego się o ścianę w głębokiej zadumie, a także jakiegoś faceta próbującego przenieść 16 znajomych kotów w różnych skrzynkach i scena jak się z całym zwierzyńcem przewraca. Całość zwieńczona była napisem "Sprawiedliwość jest ślepa, my jesteśmy jej oczami. Southern Railway Police Department.
- Bajer, nie? Jak dobrze pójdzie to od wieczora będziemy to puszczać na wszystkich telewizorach.
- Mam pytanie. A raczej dwa. - odezwała się Fel od której wiało morderczym chłodem.
- Dawaj.
- Pierwsze: kiedy to nagrałeś? I drugie: co ja tam - zdławiła wulgaryzm - robię?
- Jeśli dobrze pamiętam to oglądasz miejsce zamordowania staruszki.
- Nie o to...
- Właśnie, że o to pytałaś. A nagrałem to bez przeszkód, jak byliście zajęci. Nagrywałem też spot dla Eagles, który pewnie widzieliście. Pomogli mi też trochę ludzie z oddziału Nomy, byli bardzo chętni do pomocy.
Drzwi uchyliły się po raz kolejny i weszła kobieta, około 30tki. Teagan pokazał, że jeszcze nie skończył, więc skinęła głową i oparła się o ścianę przy drzwiach od strony zawiasów. Alma pomachała jej, na co kobieta odpowiedziała przyjaznym mrugnięciem obu oczu.
- Świąt ciąg dalszy, rozpakowujemy kolejne prezenty.
Johny podniósł brzęczący karton, z którego z pewnym rozczarowaniem wysypał trzy pary kajdanek. Najwyraźniej jego nie uwzględniono. Z kolejnego wypakował dwa pistolety Walther.
- Dla ciebie Noma nie brałem, bo masz już służbową i zarejestrowaną broń. Wy natomiast - wskazał na Fel i Sinistera - jeśli już będziecie musieli do kogoś strzelać, to tylko z tego. Swoją, którą macie, najlepiej jakbyście oddali do wojskowego depozytu. Będziecie go mieli pod nosem, bo załatwiłem wam zakwaterowanie w sekcji wojskowej, a ta jak wszyscy wiedzą, ma najlepsze chody na całej Stacji. Fel, Noma ci pokaże co i jak. Sinister w sumie też. Jak spytasz jakiegokolwiek oficera o przydział dla śledczych, to cię skierują.
Pociągnął z kubeczka raz jeszcze i przyjął parszywy uśmieszek.
- No, to skoro tak was obsypałem złotem, to teraz nie będziecie mieli odwagi mi podskoczyć. Ostatnia sprawa, z którą Johny się o mało nie wygadał, to kwestia roboty od jutra. Jesteście śledczymi, więc potrzebujecie bazy danych. Z racji, że nie ma tak naprawdę pełnej listy mieszkańców, a tego potrzebujecie... Cóż. Od jutra idziecie do ewidencji i wzywacie wszystkich po kolei, zbieracie odciski palców, tworzycie kartotekę, na podstawie której wydawane będą dowody osobiste. Jak spiszecie wszystkich, strażnicy wam będą pomagać łapiąc każdego bez tego dowodu.
Uśmiechnął się, ale szybko usunął uśmieszek obawiając się linczu.
- No, to skoro już rodzinę mamy w komplecie, wypada przedstawić nam...
Drzwi otworzyły się z hukiem robiąc pełne koło i nieomal uderzając w twarz stojącą pod ścianą od pewnego czasu kobietę. Wchodzący Harlan nawet tego nie zauważył.
- Co to ma do ciężkiej cholery znaczyć? - ruszył do Teagan powiewając swoim białym fartuchem - Czy tobie odpieprzyło do ostatniej granicy? Zabierasz mi moich ludzi, mój sprzęt... - spojrzał po obecnych i zauważył Sinistera z Fel. Zaśmiał się, złożył ręce na piersi uprzednio ścierając niewidzialny pyłek z nosa kciukiem.
- No proszę. Barbie i jej wibrator. To ja was tu wpuszczam, załatwiam robotę, dzięki mnie macie za co jeść a wy w podziękowaniu zamykacie mój wydział skażeń, tak? To chcecie mi powiedzieć?
- Nie. - zgrała się z hukiem zamykanych drzwi kobieta. Najwyraźniej doszła już do siebie po nieumyślnej próbie zamordowania jej tymi drzwiami - Oni chcą powiedzieć, że ja to zrobiłam.
Harlan obrócił się i stanął jak wryty.
- Teraz zobaczycie najlepszą zabawę w całej tej dziurze. - szepnął Johny, po czym natychmiast dostał łokciem od Almy.
- O Chryste. Boże, ty naprawdę istniejesz, bo nikt inny nie byłby tak wredny. - splótł dłonie za karkiem śmiejąc się - Teraz i to mi zabrałaś? Najpierw połowę majątku, dziecko, teraz jedyne miejsce gdzie mam święty spokój od napromieniowanych żywych trupów. Co będzie następne? Mój honor? Czy moje jajka?
- Honoru to ty nigdy nie miałeś, a twoje jajka już dawno mam w gablocie z trofeami. To była jedyna rzecz, która była w stanie zmieścić się na jednej półce obok twojego ego. Widzę, że z racji rozmiaru nawet nie odczułeś braku.
Harlan warknął, wyszczerzył zęby i bezsilnie zamachał rękami. Po chwili trzasnęły za nim drzwi.
- No i mamy 16 do jednego. - zdławił śmiech Johny.
- A ten "jeden" to za co? - spytała kobieta.
- Przeleciał panią.
- Johny! - krzyknęła Alma.
- Nieeee... - mruknęła - Nic takiego nie było.
- Mamo! - krzyknęła po raz drugi Alma.
- No co? Fakt, że istniejesz oraz 2 lata parodii małżeństwa niczego nie dowodzą.
Dławiący się od śmiechu Teagan machnął ręką na znak, że chce już mówić.
- Jak już mówiłem.... rodzina jest w komplecie. - przetarł łzę ciągle trzęsąc ramionami. Gdy się uspokoił, podjął dalej.
- To jest pani Miranda Wade. Nasz siódmy członek załogi. Pozwolę jej już mówić samej, bo ja się spieszę na to spotkanie. Po wszystkim jeszcze do was zajrzę, a jeśli nie zdążę, to dokończę wykład rano. Życzcie mi powodzenia.
Zasalutował na pożegnanie i wyszedł.
Kobieta zajęła jego miejsce i popatrzyła po obecnych.
- Jak już wiecie, jestem Miranda Wade. Matka tej smarkatej, o tu, i ex tego palanta, o tam. W tej grupce mam pełnić rolę pseudo prokuratora, czyli upewnić się, że macie wystarczające dowody, bym ja nie robiła z siebie idiotki prosząc pseudo sędziego o wpakowanie kulki w ramach kary za śmierć jeszcze kogoś. Innymi słowy, będę wam w 20 przypadkach na 5 mówić co macie robić. Jeśli wy macie problem, ja was oleję. Jeśli mam problem, macie być i rozwiązać go za mnie.
Zastanowiła się chwilę co jeszcze powiedzieć.
- Miałam was zapoznać z regulaminem pracy, więc ujmę to w kilku zdaniach: jeśli kogoś zastrzelicie, ja mam mniej pracy. Jeśli kogoś biednego i bez znajomości oskarżycie, ja mam mniej pracy. Jeśli kogoś pobijecie by wydobyć zeznania, to wy macie mniej pracy. Cokolwiek robicie, nikt ma tego nie widzieć. Nie oszukujmy się, to jest praktycznie dziki zachód. Jak ktoś ma znajomości, to będzie mieć obrońcę, bo z urzędu jak kiedyś to mu nie przysługuje. Z drugiej strony, macie za priorytet ująć każdego żywego. Każdy trup z waszej ręki, to utrata reputacji. Póki co wychwalają was pod niebiosa, a to się może zmienić. Jeśli się to zmieni, Teagan będzie niezadowolony, a wtedy ja będę niezadowolona, a jak Brown będzie niezadowolony to wylądujemy wszyscy na bruku. A wtedy zobaczycie co to znaczy, gdy jestem wkurwiona. Jakieś pytania?
Uśmiechnęła się, nad wyraz nieadekwatnie sympatycznie do wypowiedzianych wcześniej słów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|