 |
|
 |
|
Wania
Grafoman
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Czw 16:22, 07 Maj 2020 Temat postu: Prolog: Teoria Wielkiego Wybuchu |
|
|
Soundtrack - klik
Opuszczenie Sol
Wielkie przedsięwzięcie nauki i techniki napędzane gigantycznym wysiłkiem ludzkich rąk ruszyło w nieznane, za cel mając odległą o 11 lat świetlnych gwiazdę Ross 128. Pokład wypełniało wycie alarmów na przemian z komunikatem wzywającym obecnych na pokładzie do pozostawania w swoich kwaterach, przypiętych do swoich prycz na czas przyśpieszania, a także podając obecny status.
- Mijamy właśnie Jowisza, przygotować się do manewru rozpędowego. 15 minut do osiągnięcia prędkości ucieczki. T minus 360 minut do uruchomienia dopalacza. - ogłosił system dźwiękowego ostrzegania.
Podróżnicy wiedzieli, że pierwsze doby podróży nie będą należały do najprzyjemniejszych ani najbezpieczniejszych, lecz będą najbardziej ekscytujące. Eurasia po osiągnięciu prędkości docelowej 0.9934582184c spędzić miała 2 lata w przestrzeni, nim dotrze do celu. Ziemia zdąży w tym czasie jedenastokrotnie okrążyć swoją gwiazdę, Sol. Ekspedycja stanowiła zbiór różnorodnych osobowości, dobranych ze względu na talent, umiejętności ważne dla misji i koneksje. A misja była prosta: zaopatrzyć i zaludnić NeoTerrę, kolonię założoną kilkanaście lat wcześniej na planecie Ross 128b oraz zbadać przyczynę utraty łączności, stąd też Eurasia, śladem poprzedniczki, zostawiała będzie za sobą satelitarny ślad, który po wyhamowaniu i aktywacji zapewni jej łączność z Ziemią. Oficjalnie bowiem podano, że to łącze było problemem.
Dowodzenie całym przedsięwzięciem powierzono admirałowi Albrightowi, który obecnie na mostku marzył o zapaleniu cygara. Obsada stanowiska dowodzenia, zapięta w swoich fotelach, na bieżąco analizowała dane i przekazywała je do dowódcy. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Eurasia okrążyła Słońce nabierając prędkości i ładując baterie fotowoltaiczne, po czym przybrała idealną trajektorię by okrążyć Jowisza i skorzystać z jego grawitacji do nabrania jeszcze większego rozpędu. Tuż po wyjściu ze studni grawitacyjnej Słońca mieli uruchomić dopalacz napędzany antymaterią, a reszta to już fizyka. Kurs wyznaczył Constatin, okrętowe superVI, system zajmujący dwa centralne, odizolowane pokłady okrętu z dedykowanym reaktorem, autonomicznym od reszty statku. Zbliżała się najgroźniejsza z groźnych chwil, jakie mieli przed sobą, a przynajmniej tak sobie powtarzał, gdy życie ponad tysiąca podległych mu dusz zawiśnie na włosku.
- Admirale, jesteśmy gotowi - rzuciła porucznik Nakai, odpowiedzialna za nadzór systemów napędowych.
- Ruszać zgodnie z planem - odparł. Nie wierzył w gusła, ale w tym momencie nie miałby nic przeciwko, gdyby jakaś wyższa siła miała ich w opiece.
- Tak jest, sir. Odpalenie za 3 ... 2 ... 1...
Przez moment z Ziemi obserwować można było nową gwiazdę, rozbłyskającą gwałtownym, oślepiającym światłem i równie szybko gasnącą.
- Odpalenie skuteczne, prędkość wzrasta zgodnie z prognozami - krzyczała do słuchawki porucznik, starając się przebić przez metaliczne jęczenie i trzeszczenie statku, choć system komunikacyjny odfiltrowywał ten hałas, przez co Admirał aż zmrużył oczy.
- Bardzo dobrze - odrzekł normalnym głosem, przez co młoda oficer się lekko zmieszała. - Łączność? - zapytał.
- Zgodnie z przewidywaniami, sir. Coraz słabsza. Przy prędkości docelowej nie będziemy mogli się komunikować z Ziemią. - odparł podporucznik Jones.
Albright pokiwał głową. Ten sam problem miała Terra.
- Nadać na Ziemię: Odpalenie skuteczne, do usłyszenia za 11 lat. Postarajcie się nie wysadzić do tej pory - tę ostatnią część dodał sam do siebie.
Rozpędzanie się zajęło kolejne dwie doby. Po osiągnięciu zakładanej prędkości syreny na korytarzach ucichły.
- Szanowni państwo, mówi wasz Admirał. Zakończyliśmy manewr przyśpieszania i osiągnęliśmy prędkość przelotu. Do następnej nieprzyjemnej części podróży, zostało 1 rok, 11 miesięcy i 25 dni. Życzę państwu przyjemnej podróży. - ogłosił pokładowy komunikat. Blokady z drzwi kwater zostały zdjęte. Ledowe wyświetlacze na ścianach odżyły, wyświetlając w prawym górnym rogu odliczanie jakie zostało do hamowania, by wejść na orbitę NeoTerry.
1 rok, 11 miesięcy i 11 dni później
Na Eurasii utrzymywany był ziemski rytm dobowy. W dzień lampy świeciły mocniej, a w nocy przygasały. Ekspedycja powoli zaczynała się szykować do hamowania. Prowadzono inwentaryzację i zabezpieczanie ładowni, wygaszano rozpoczęte projekty badawcze i przygotowywano okręt do manewru, który miał nastąpić za 14 dni. Względny spokój tego dnia zakłócił stukot butów, gdy ekipa techniczna z narzędziami oraz oddział żandarmów, pełniący funkcję okrętowej ochrony, wszyscy w kombinezonach HEV, przebiegli przez centrum rekreacyjne w stronę modułu naukowego. Chwilę później zawyły syreny.
- Uwaga, uwaga. Wykryto zagrożenie pożarowe. Prosimy o przerwanie pracy i udanie się do sąsiedniej sekcji okrętu. Uwaga, uwaga.
Ludzie posłusznie opuścili obszar, ponaglani przez żołnierzy.
- Kapitanie, tu McCoy. Strefa zabezpieczona - zameldował jeden z żołnierzy, z insygniami sierżanta. Radio trzasnęło w odpowiedzi, zgrywając się z sykiem zamykanych grodzi. Żołnierz poustawiał ludzi przy wejściach, po czym ruszył za technikami.
- McCoy, wywalamy atmosferę. Przygotujcie się. - usłyszał przez słuchawkę głos z silnym słowiańskim akcentem.
Chwilę później otworzyła się śluza przeciwległej stronie modułu wyciągając dym, ogień i wszystko, co nie było przytwierdzone do powierzchni wraz z powietrzem. Łącznie z postawnym Afroamerykaninem w stroju naukowca, który lecąc zahaczył się o framugę drzwi.
- Kurwa! Kapitanie, tu ktoś był! - wrzasnął sierżant zaskoczony.
- Jak to? System nie wykrywał żadnych sygnałów życia. - ze słuchawki również słychać było zaskoczenie.
Śluza zamknęła się z sykiem. Technicy natychmiast sprawdzili pomieszczenie pod kątem ukrytego zarzewia ognia, natomiast sierżant podbiegł do naukowca, który z mało przyjemnym plaskiem upadł na podłogę. Nie wyczuł pulsu.
- Sztywny, kapitanie. Przyślijcie tu zespół. - rzucił przez radio, po czym wszedł do pomieszczenia, pracowni robotycznej, gdzie trzymane i serwisowane były ASIMA9, humanoidalne roboty pomocnicze, wykorzystywane do przenoszenia ciężkich ładunków oraz prac konserwacyjnych w trudnych warunkach.
- Kapitanie, możemy mieć kolejny problem - rzekł do radia, widząc jedno gniazdo robota puste.
Rebecca "Becky" Jinx
Blondwłosa podporucznik przeciągnęła się na krześle, potrząsając głową i starając się rozbudzić. Do końca jej dobowego dyżuru w dolnym ambulatorium Eurasii zostało jeszcze kilka długich godzin. Ziewnęła przeciągle.
- Nie śpij. Co potem będziesz robić? - zapytał ze śmiechem dr Vijay Rohinder, stawiając przed nią kubek z parującą kawą.
- Z zasypianiem nie mam problemów, to pozostanie obudzonym sprawia mi kłopot - oburknęła, ale z wdzięcznością przyjęła ciepły napój. - Poza tym na szkółce mówili jasno: śpij kiedy możesz i jak tylko możesz.
- Zgadzam się z tym - Hindus lekko uniósł kubek i dodał. - Ostatnio jest całkiem spokojnie
-Ej! Nie zapeszaj, wiesz co się dzieje, gdy ktoś to mówi? - zaprotestowała.
Wróciła myślami do ostatnich chwil przed wyruszeniem w drogę, gdy również niewiele się działo. Dr Kensington wówczas również stwierdziła, że jest przyjemnie cicho. Po osiągnięciu prędkości przelotowej, przez kolejne 10 dni ciągiem pracowała pomagając łagodzić efekty przyśpieszenia i aklimatyzacji na okręcie. Współczuła serwisowi sprzątającemu, a ostatnią taką ilość wymiocin to widziała w męskim akademiku po juwenaliach. Dobrze, że jak tylko się zakwaterowała udało jej się poznać Henryka Korna, młodszego technika w dziale hydroponiki. Pomogła mu z uporczywymi migrenami, dzięki babcinym ziółkom, a ten odwdzięczył się zestawem do hodowania roślin. Dzięki temu miała już na początku drogi zalążek pomocnych roślin.
Kolejne "ciche dni" na służbie przerwał nawrót COVID19, który zaburzył życie na statku cztery miesiące po starcie. Uporczywa choroba dotknęła stu dwunastu członków ekspedycji. Admirał zarządził okrętową kwarantannę oraz dezynfekcję, co oznaczało półtora miesiąca wytężonej pracy. Szczęśliwie obyło się bez ofiar. Pozytywną stroną było wytworzenie przyjacielskich więzi z zespołem przydzielonym do dolnego ambulatorium, odpowiedzialnego za poziomy techniczne, hangar i ładownie: dr Rohindrem, dr Kensington, dr Blye, a także ratownikami: Nowakiem, Smithem, Moliną i Naavi. Była jedyną wojskową w tym gronie, lecz pozostali nie zwracali na to uwagi.
Długa podróż była dla niej jak chwila długiego oddechu, a powiększający się dystans od bagażu jaki zostawiła na Ziemi, dawał namacalną ulgę. Nie zapominała jednak o swoich bliskich, którzy wepchnęli ją na tę drogę i zostawili samą, zabrani przed ich czasem. Swoją pracą i zaangażowaniem udowadniała sobie i wszystkim dookoła, że dokonała właściwych wyborów i że jej rodzice i chłopak byliby z niej dumni.
- Tak, don't Jinx it! - jeszcze bardziej roześmiał się Vijay z manierą typową dla hindusów.
- Tylko nie zacznij tu śpiewać, ani tańczyć - zaśmiała się również i ku własnemu zaskoczeniu stwierdziła, że się nawet rozbudziła.
Chwilę później zabłysła kontrolka na konsoli, oznaczająca wezwanie.
- Wypadek w sekcji C w korytarzu technicznym nad hangarem. Protokół haz-mat, wiele ofiar. - pośpiesznie rzuciła dyspozytorka przez radio.
Becky rzuciła krwiożercze spojrzenie na Vijaya: A nie mówiłam? Hindus momentalnie spoważniał i pobiegł do szafy po kombinezon ochronny i zaczął się przebierać.
Robert "Sharpie" Sharp
Wysoki mężczyzna w milczeniu przysłuchiwał się, jak jego partner badawczy, Havis Goj, prezentował pułkownikowi Petrovowi ich najnowszy projekt, nad którym spędzili większą część tego roku. Przypatrywał się jak jego kompan poci się odpowiadając na pytania głównego inżyniera.
- Obiadu też nie ugotuje - wszedł w słowo koledze, powodując przerwanie ostrzału pytaniami. Goj i Petrov spojrzeli na niego.
- Obiadu też nie ugotuje. To trzeciej generacji moduł latający 1N, czyli nawigacyjny. - powiedział spokojnie. - GR3ML1N.
Nie był przekonany do tej nazwy, lecz zabrakło mu dwóch punktów do zwycięstwa w tamtej partyjce VirtuaGolfa. Wszystko przez to, że ta stuknięta Greta Henderson nie przestawała trajkotać. Przez pierwsze osiemnaście dołków nie robiło to na nim wrażenia, lecz ostatnie trzy, gdy presja zaczynała coraz bardziej rosnąć, utrzymanie koncentracji było coraz trudniejsze. Widać nie tylko jego irytowała kłapiąca dziobem naukowiec od systemów komputerowych, bowiem, gdy sobie poszła, pozostali mężczyźni odetchnęli z ulgą. Kolejne partie były dużo przyjemniejsze, a cały turniej udało mu się wygrać. Nazwa jednak została i z czasem nawet się do niej przyzwyczaił.
Był pozytywnie zaskoczony odnalezieniem grupki z podobnymi pasjami do niego. Po zakwaterowaniu się na okręt przydzielony został do działu robotyki, by głównie zająć się serwisowaniem botów okrętowych. Było to odpowiedzialne lecz monotonne zajęcie. Tak poznał Goja. Od słowa do słowa na przestrzeni kilku tygodni, zorientowali się, że mają podobne pomysły co do modyfikacji robotów. Robert wprowadził go także do świata VirtuaGolfa, symulatora gry w golfa i całkiem niezłego substytutu oryginału. W czasie rekreacji poznali pozostałych miłośników uderzania kijem w piłeczkę i dłubania w mechoserwerach: dr Bulkiego, dr Matthewsa i dr Richtera i jego (teraz już eks) dziewczynę Gretę.
Gremlina zaprojektowali wspólnie. Miał być autonomicznym dronem wsparcia i zwiadu o dużym zasięgu i wytrzymałej konstrukcji. Był dużo większy od obecnej generacji dronów, przez co rokował możliwościami montażu dodatkowych elementów wyposażenia. Wszystko to zostało wpisane w specyfikację, którą pułkownik Petrov otrzymał. Jedynym mankamentem było stworzenie odpowiedniego oprogramowania. Henderson zaczęła je tworzyć, przez co Gremlin potrafił wzbić się w powietrze i towarzyszyć właścicielowi niosącemu pilota, lecz to było tyle. A zastępstwa nie znaleźli.
Sharpie kontynuował, biorąc do ręki tablet pełniący funkcję pilota i poklikał, uruchamiając Gremlina i jego kamerę. Na tablecie pokazał utworzony przez oprogramowanie zarys pomieszczenia z elementami i osobami zebranymi oraz wysokiej rozdzielczości ujęcie z kamery.
- Umożliwia mapowanie i rozpoznanie terenu w czasie rzeczywistym i nawigację w nim, a bateria wytrzymuje do 12h bez ładowania, przy pełnym wykorzystaniu mocy, czyli czterokrotnie więcej niż obecne drony. To może zrobić. Teraz. Obiadu nie ugotuje, skrzyni z bronią nie przeniesie, afgańskiej wioski nie zbombarduje. Póki co.
Pułkownik Petrov pokiwał głową ze zrozumieniem i chciał zadać kolejne pytanie, lecz przerwał mu komunikat z dźwiękowego systemu ostrzegawczego.
- Uwaga, uwaga. W sąsiedniej sekcji wykryto zagrożenie pożarowe. Ta sekcja jest bezpieczna. Proszę pozostać na miejscach i nasłuchiwać komunikatów. Uwaga, Uwaga.
Jednocześnie z korytarza dobiegło donośne dudnienie, narastające i po chwili niknące w dali.
Sai Aquila
Rudowłosa kobieta wyszła spod prysznica wycierając się ręcznikiem. Do rozpoczęcia jej zmiany w hangarze zostało pół godziny. Do odzyskania wolności jeszcze 14 dni. Admirał ustami Mauro Romero ogłosił przywrócenie gotowości operacyjnej i zarządził dogłębne sprawdzenie i przygotowanie okrętów do działania. Jakbym, kurwa, tego nie robiła codziennie przez jebany rok, 11 miesięcy i 11 dni. Harpia jest najbardziej gotowym do działania okrętem w tej pierdolonej flocie, mruknęła do siebie zakładając bieliznę i poprawiając stanik. TO się nazywa definicją szaleństwa, dodała wkładając czarny t-shirt z logiem Marines. Dołożyła resztę munduru. Wiązała już buty, gdy rozległo się walenie do drzwi jej kwatery.
- Romero i żandarmi dobierają się do Harpii - przez otwarte drzwi wsunęła się głowa porucznika Michaela Sullivana, drugiego pilota i nawigatora.
- Co kurwa?! - zapytała, lecz mężczyzna już zniknął. Dowiązała buty do końca i wybiegła z pokoju. Dogoniła go na korytarzu. - Mike, co kurwa? - poprosiła o wyjaśnienia.
- Tyle wiem. Samuels mi pingnął na komunikatorze. Sprawdzili już Sokoła, teraz idą do Harpii. - wydyszał w biegu.
Mike był jej równy stopniem, lecz to ona miała starszeństwo w tej parze. Razem zostali skierowani do oblatywania nowej generacji MeRCów, pojazdów o zdolności wielokrotnego wejścia w atmosferę i lotu w próżni. Oboje byli doświadczonymi pilotami, połączonymi miłością do prędkości, latania i mocnych wrażeń, więc całkiem dobrze się zgrywali w kokpicie. Poza nim, mieli całkowicie odmienne charaktery i zainteresowania.
Pierwszy kryzys Sai przeszła w czwartym miesiącu zamknięcia na statku. Nuda wypełniała jej dni i noce, przez co chodziła po ścianach. Siłownia, bar, przepychanki, przelotne romanse stały się rutyną, nie odskocznią. Podczas nocnego joggingu po pokładzie technicznym trafiła na grupę techników używającą ASIMA9 do naprawy jakiegoś podsystemu, wydając mu polecenia głosowe. Przypomniało jej to o pewnym projekcie, który zawsze chciała rozpocząć, latając jeszcze helikopterami Marines na misjach bojowych. Wkręciła się do towarzystwa i zaczęła randkować z jednym z nich, by nauczyć się jak najwięcej o programowaniu werbalnym. Tak narodziła się ASTRA, okrętowy asystent oparty na serii algorytmów i makr aktywowanych głosem. Gdy zorientowała się, że naukowiec jej już wiele nauczyć nie może, kopnęła go w dupę i zaczęła sama próbować tworzyć polecenia. Mike był sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia, lecz nie oponował, bo teoria wydawała się interesująca. Sai nie mogła się doczekać, by przetestować swoje dzieło.
Świadomość ilości dni zanim to nastąpi wywołała u niej drugi kryzys, choć mniej dotkliwy ze względu na nowy projekt, lecz tkwiący na skraju świadomości jak zadra. Częściowo spowodowany przez powątpiewanie jej pilota. Postanowiła udowodnić mu, że ASTRA działa. Potrzebowała w tym celu jakiegoś robota. W kafeterii poznała Damiena Berga, który pracował przy serwisowaniu robotów ASIMO9. Chcieć, znaczy móc, powiedziała sobie w myślach i wykorzystując młodego technika zapewniła sobie dostęp do robota. Oczywiście, że ASTRA działała. Chciała to tryumfalnie zademonstrować Sullivanowi, lecz roboty akurat przeszły przez rutynowe formatowanie, a Damien został przeniesiony na inną część statku.
- Czego mogą chcieć i to teraz? - zastanawiała się w biegu.
- Może twój autorski Skynet się nie podoba Wielkiemu Bratu? - odparł Mike.
- Spierdalaj - fuknęła. - Regulamin nie zabrania wprowadzania usprawnień
Razem wbiegli do hangaru. Dostrzegli przed ich okrętem mechanika Romero z czterema uzbrojonymi żandarmami oraz jakąś kobietę, której do tej pory nie widzieli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|