 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pią 19:08, 11 Maj 2012 Temat postu: Rozdział 1: Zaklinacz deszczu |
|
|
[SOUNDTRACK]
Estalia. Tyle krążyło pieśni o tym kraju. O ziemi skąpanej słońcem, o malowniczych łąkach ciągnących się po horyzont, o morzu z plażami o idealnym białym piasku skrytym w cieniu palm, o górach tak pięknych, że wiersze same się pisały a obrazy nie były w stanie ich odzwierciedlić. Kulturowo Estalia była konkurentem równym Bretoni, z niesamowicie oświeconą szlachtą i edukacją mieszczan. Architektura stolic rzekomo zapiera dech w piersiach, na którą wyższe sfery nie skąpiły pieniędzy, podobnie jak na wszystkie projekty badawcze i odkrycia geograficzne. Co więcej, każdy mógł tu spełnić swój sen, głównie poprzez handel - niejedna osobistość zmieniła się z pucybuta w wielkiego milionera. Ceniono tu podróżników, kupców, badaczy wszelkiego rodzaju. A ileż to bardowie się zachwycali się nad licami tutejszych kobiet? Śniada cera, piękne uśmiechy, kształty niczym rzeźbione przez najlepszych artystów...
Wielu przeżyło niemały szok przekraczając granicę. Zwłaszcza, gdy prawda okazywała się być nijak podobna do plotek. Krajem targała wojna domowa dzieląca państwo na 2 główne obozy i kilka pomniejszych nie do końca zdecydowanych baronów. Do tego dochodziły liczne niesnaski polityczne między sąsiadami oraz przerażający napływ wszelkiej maści uciekinierów, podróżników i innych głupców dających się zwabić przez opowieści. Jedyną zaletą sytuacji było to, że łatwo było się tu zarówno dostać, jak i uciekać. Granice pozostawały niemal zupełnie bez ochrony. Każdy baron wolał dbać o swój błękitnokrwisty zad, aniżeli o prowincje których nawet nazw nie znał.
Zmartwienia wielkich ludzi. Inni troszczyli się o "tu i teraz". A wspomniane tu i teraz miało miejsce w małym pustynnym miasteczku Bautori, niecały dzień drogi na wschód od jednej z dwóch stolic Magritta, i mniej więcej tyle samo na północ od zatoki.
Bautori, niczym dziesiątki innych dziesiątki innych pustynnych miasteczek, stanowiło w przeważającej części kryjówkę uciekinierów, banitów, a nawet korsarzy. Główną zaletą była jednak anonimowość oraz niemal nieskrępowany dostęp do informacji czy kradzionych towarów. Rozciągająca się na wiele kilometrów pustynia także potrafiła zagwarantować względne bezpieczeństwo. Jakakolwiek grupa mogąca sprawić problemy, przykładowo jakieś wojsko, było dostrzegalne nim mogło cokolwiek zdziałać. No, i oczywiście znajdowało się tu centrum kulturalne pod nazwą Kartagus, będące karczmą w dużej mierze wybudowaną pod ziemią. Oprócz napitku i noclegu gwarantowała ona pokazy tancerek, które za niewielką opłaty mogły się przekwalifikować, a także swobodną rozmowę z każdym w miarę przyjaznej atmosferze.
Ze względu na wczesną porę, niewielu było gości. Również tancerki ruszały się nieco zmęczone po nocnym oblężeniu, toteż jedynie cztery takowe ruszały się na scenie pośrodku tawerny. Nie licząc karczmarza z żoną, chłopca na posyłki zajętego otwieraniem luftów wysoko pod sklepieniem, czwórki starszych panów grających w karty i dwójki elfów siedzących przy osobnych stołach - nie było nikogo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Pią 19:09, 11 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|