 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Nie 2:27, 08 Mar 2020 Temat postu: |
|
|
Daz
Wyraz twarzy Imry zmienił się z uśmiechu w grymas półgębkiem.
- Częściowo. Sam Dustoi przyznaje, że dziennik jest pisany archaicznym językiem i często po pijaku. Z racji, że czytamy od początku, bo wpisy odwołują się do siebie wzajemnie, to trochę całość zajmie. Wiemy, że lubił robić sobie pomniejsze przyczółki. Nie były to jakieś wykwintne bazy pirackie, a jaskinie, zatoki albo ruiny. Nie pisał o nich wprost, czasem odwoływał się do nich jakby do wspomnień i tylko sobie znanych nazw. Trzeba przez to szukać tych miejsc na podstawie takich urywków jak... - wyciągnęła pokreślone zwitki pergaminów z bocznej kieszeni żakietu - "nasze małe skalne gniazdko. Prędzej czy później ktoś tu zawita, bo ta biała grań tak bardzo nie pasuje do zielonych wzgórz Bordelaux." A do innych nie da się dojść inaczej, niż rysując po mapie wcześniejszą i późniejszą trasę.
Dotarcie do Thralla przed walką było niemożliwe. Znajdował się już w sekcji zawodniczej, gdzie losowano kolejność. Nikt nie miał prawa tam wejść, co by nie doszło do zakłóceń lub oszustw. Pozostawało tylko patrzeć na samo przedstawienie jako widz... albo ingerować w przebieg całej imprezy.
Kaleth
Najlepiej rokującym kadetem okazał się jeden z korsarzy Daza, któgo imienia Kaleth nie znał. Chłopak ewidentnie miał doświadczenie w boju, aczkolwiek był nadto chętny do nauki nowych trików, mimo że nie każdy podstawowy cios wychodził mu należycie. Tirak, gdy już się przedstawił czarnowłosy wilk morski, przyznał się że bardziej nawykł do używania miecza jako rozpraszacza, gdy mógł w tym czasie wyprowadzać śmiertelne dźgnięcia kordelasem z drugiej ręki.
- Mój czas wolny to chyba moja sprawa - odparł z wrogością Sarge. Wzmianka o obiedzie wywołała u skacowanego burczenie brzucha. Najwyraźniej dopiero mijał mu kac i doganiał głód. Mimo dumy i niechęci, nie odmówił posiłku.
Słysząc rozpoczynające się kazanie, zacisnął zęby, ale nie skomentował. W ciszy siorbał kolejne łyżki zupy rybnej, aż w końcu odłożył łyżkę.
- Deja vu, jak to mawiają bretończycy - przerwał ciszę. - Już to przerabiałem, jota w jotę. Wykazuję się zdolnościami i zostaję dostrzeżony przez dowódcę. Zyskuję tytuły, przywileje i prestiż. Dochodzę do szczytu swoich możliwości, z którego spierdalam się na zbity pysk - uniósł kikut. - Nagle staję się po prostu kaleką. Zbędnym, pierdolonym balastem. Z dowódcy elitarnego pułku mrocznych jeźdźców "Płomień Khaine'a" zostałem stajennym. A nawet i w tym byłem chujowy, bo żeby wyczyścić gówno z podkowy to trzeba dwóch rąk. Na każde modły do boga odpowiadało mi tylko milczenie.
Przywołał dziewkę i poprosił o butelkę czystej.
- Teraz powtarzam schemat, jak szaleniec oczekując innego rezultatu. Wiesz czym jest szaleństwo? To robienie w kółko i na okrągło jednego i tego samego, myśląc że może coś się zmieni.
Wyraźnie zdenerwowany wstał nie czekając na odpowiedź ani na przyniesienie alkoholu. Z hukiem wyszedł przez drzwi. Kaleth niespecjalnie miał czas go gonić, jeśli zamierzał uczestniczyć w walce na arenie, gdzie czekał już Kireus.
- Najpierw przeżyjcie, a potem się będziecie martwić o pieniądze. Cyrk Kireusa nie istniałby, gdyby kantował swych czempionów. O finale nic wam nie powiem, oprócz tego że jest drużynowy.
Sierp nie wydawał się złą bronią, o ile miał zwalczać agresywne łany zbóż. Fakt, że był zrobiony z kości nie wróżył długiej żywotności, wobec czego Strażnik musiał dobrze wybierać miejsca trafień.
Daz & Kaleth
Pierwszą gwiazdą popołudnia miał być Gorr. Przed wyjściem poklepał po plecach Strażnika i Thralla życząc im powodzenia ciepłym słowem "Gorr".
Wodzirej imprezy coś krzyczał niezrozumiale, jakby bez weny. Zgromadzonym udało się słyszeć tylko imię zawodnika.
Omiótł arenę wzrokiem i zakręcił młynek oszczepem. Pozdrowił publikę uniesieniem rąk.
Na środku okrągłej areny w klatce szarpał się młody zimnokrwisty, skrzeczący wściekle na niewonika, który przecinał pojedyncze liny mocować. Gdy zostały wystarczająco osłabione, pospiesznie oddalił się za opadającą kratę jednego z wyjść.
Stworzenie na początku nie chciało wyjść, a przynajmniej nie podejmowało prób demontażu klatki. Dopiero gdy Gorr wydarł z siebie krzyk, gad uderzył głową w drewniane żerdzie roztrzaskując je.
Wolny drapieżnik nie zastanawiał się już co miał robić. Ruszył zdecydowaną szarżą na norskanina, który był na to gotów. Nie zszedł stworowi z drogi, a jedynie uprzedził go uderzając pysk trzonkiem. A potem ponowił, gdy tylko gad odważył się na niego spojrzeć. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Stwór był zauważalnie oszołomiony od tępych uderzeń po czaszce, ale nie przestawał napierać. Każde kłapnięcie paszczą kończyło się karą do tego stopnia, że to norskanin zmusił zimnokrwistego do cofania się. Całość wyglądała jak lekcja wychowawcza z niepokornym uczniem.
Publika wiwatowała widząc, że walka z dinozaurem zamienia się w widowisko rodem z komedii.
Niestety, pewność siebie zgubiła wojownika. Popadający we wściekłość stwór zdzielił berserkera ogonem zwalając go z nóg. Wydając z siebie przeciągły ryk, bestia natychmiast skoczyła na leżącego i...
Nie zamknęła paszczy. Gorr złapał obiema dłońmi górną i dolną szczękę, nie zważając na wbijające się zęby. Krew zaczynała mu ściekać wzdłuż przedramion, gdy stwór próbował zewrzeć pysk na twarzy wojownika. By przerwać impas, zimnokrwisty wbił pazury w klatkę piersiową norskanina.
Arenę przeszył mrożący krew, nieludzki wrzask z wnętrza trzewi. Jego autorem nie był potwór z dżungli, a maszyna do zabijania z północy. Ból nie osłabił Gorra, a jedynie dodał mu sił. Szczęka stwora została wyłamana. Szybkim szarpnięciem norskanin obrócił bestie do góry brzuchem jednocześnie podcinając ją nogami. Natychmiast docisnął kolanem szyję rannego, ale wciąż walczącego przeciwnika, a ręką podniósł upiaszczony oszczep.
Pozbawione dolnej szczęki podniebienie nie stawiało żadnego oporu, gdy Gorr przybił głowę potwora oszczepem do ziemi. Ciężko dysząc, wojownik zdawał się nie zwracać uwagi na cieknącą krew. Uniósł w górę obie ręce i krzyknął:
- GOOOOOOOOOOOOR!
Krwawiącym wnętrzem dłoni przetarł środek swojej twarzy, zostawiając na niej pociągłe ślady palcy.
Wbiegająca obsługa pospiesznie uprzątnęła truchło i zajęła się wciąganiem kolejnej klatki. Udało się dostrzec przybiegające niewolnice z bandażami dla Gorra, który starał się robić minę jakby nic mu nie dolegało. Kaleth widział, że rany norskanina nie były śmiertelne, ale na pewno bolesne. Stwór przeciął skórę na żebrach po obu stronach ciała jego kompana, co pewnie musiało drażnić przy branym oddechu.
Przychodziła kolej na Strażnika. Gdy zamknęła się za nim krata, na arenie został tylko on i uwalniający stwora z klatki niewolnik. W przeciwieństwie do poprzedniej walki, bestia nie czekała ani trochę. Wypadła z trzaskiem drewna i najpierw obejrzała się za niewolnikiem. Widząc, że jedzenie zbiegło za kratę, zmierzyło wzrokiem pozostałego przeciwnika. Gdyby można było posądzać to stworzenie o inteligencję, można było sądzić syknęło drwiąco na widok Kaletha, do którego ruszyło truchtem.
W tym czasie Strażnik ocenił, że jest to młody i jeszcze niedoświadczony polowaniami stwór. Dostrzegł też, że powinien być z grubsza bezpieczny od ogona na dystansie powyżej półtora metra.
Będąc w odległości 15 metrów, stwór wydał z siebie skrzekliwy pisk i zaszarżował na ofiarę. Kaleth połowicznie uniknął bezpośredniego uderzenia i uderzenia cielska lekko nim zakołysała. Mijając go bestia nie traciła czasu i nawet obracając się wykorzystała okazję do ataku ogonem. Zdziwił się, gdy smagnięcie przecięło jedynie powietrze. Tym bardziej zdziwił się, gdy stojąc twarzą w pysk z Kalethem zobaczył pędzący od dołu sierp. Stworzenie zdążyło cofnąć głowę, ale nie zdążyło uskoczyć przed idącą w ślad za ciosem szarżą całym ciałem półelfa.
Zimnokrwisty upadając na plecy wzniósł w powietrze chmury z piasku. Wściekłe wierzganie nie uchroniło go przed orającym brzuch sierpem. Piasek zabarwił się czerwienią. Stwór przeturlał się i wściekle spojrzał na elfa, tylko po to by otrzymać kolejne pionowe cięcie z wyskoku w szyję. Krew zaczynała tryskać nieregularnie z rozerwanej tętnicy, jednak monstrum nie zamierzało się poddać.
Potwór wziął głęboki wdech i wydał z siebie przerażający ryk obryzgując Kaletha śliną. Zdziwił się, nie tylko że Strażnik nie tylko nie uciekał w przerażeniu, ale też sam wciągnął głęboko powietrze. Wrzask jaki wydał z siebie wojownik sprawił, że gad podkulił głowę, a niektórzy widzowie podskoczyli na trybunach. Zimnokrwisty uznał wyższość innego drapieżnika i po kilku krokach tyłem, zarządził pełną ucieczkę zostawiając za sobą krwiste ślady.
- Druchii! Usłyszcie mnie! - wykorzystał moment gladiator. - Kochacie walkę?
Odpowiedział mu wrzask radości.
- Chcecie więcej przemocy?
- Taaaaaak! - odkrzyknęli mu. Słabnący w tle z upływu krwi potwór bezsilnie szukał drogi ucieczki.
- UTOPIĘ ARENĘ WE KRWI! KU CHWALE KHAINA!!!
- Urraaaaaa!
Słaniający się na nogach zimnokrwisty przystanął i omiótł błędnym wzrokiem zaszczutego zwierzęcia swoją pułapkę. Celny rzut sierpem w środek głowy przerwał jego ostatnie myśli.
Gdy Kaleth zszedł z areny, ponownie rozpoczęto sprzątanie pobojowiska i wyciąganie kolejnej klatki. Szykujący się do walki Thrall ważył swoje szanse obracając w rękach wylosowany czekan. Nie był zadowolony.
Wychodząc na piasek pozdrowił swojego kapitana, a następnie skupił się na zimnokrwistym. Przyznał przed samym sobą, że być może porwał się na zbyt wiele.
Klatka z potworem pękła. Przedwcześnie. Niewolnik nie zdążył dobiec do wyjścia, a potykając się o własne nogi - zmusił innych do podjęcia decyzji, że ich życie jest cenniejsze. Ostatnie co widział, to opadająca kilka metrów przed nim krata. Stwór wskoczył mu na plecy przygniatając do ziemi i wgryzając się w potylicę.
Thrall stał przez chwilę jak wryty obserwując co się stało.
- NO NAPIERDALAJ! CO SIE KURWA PATRZYSZ?!?! - wydarł się obecny na widowni Bosch.
Krzyk pomógł otrzeźwić pokładowego opiekuna kharibdyssa, który zrozumiał, że uśmiechnęło się do niego szczęście. Ruszył w stronę gada szaleńczą szarżą i... runął na ziemię smagnięty ogonem. Stworzenie spojrzało na niego znad świeżej ofiary i oblizało zakrwawiony pysk. Ciężko było powiedzieć o czym myślało, bo jedynie obróciło się przodem do Thralla i odciągnęło odrobinę zwłoki oddając się dalej konsumpcji.
Treser wstał i się otrzepał. Zakręcił młynka czekanem dla dodania sobie odwagi. Gdy zaczął się zbliżać, gad warknął na niego i zaczął odciągać swój posiłek. Po kilku takich ostrzeżeniach stwór zauważalnie się wkurzył i zrobił kilka kroków w stronę Thralla by wydać większy ryk. Treser zauważalnie struchlał, ale wiedział że nie może się poddać. Odczekał chwilę, gdy bestia obróci się ponownie w stronę jedzenia i wykorzystał moment do biegu.
Stwór spóźnił się z reakcją i otrzymał bolesne cięcie czekanem w bark. W odpowiedzi spróbował chwycić upierdliwego elfa szczękami, ale spudłował. W odpowiedzi ten machnął mu bronią przed pyskiem. W ramach riposty, gad machnął mu jedną, a potem drugą łapą. Przez dobrych kilka sekund wyglądało to bardziej jak zaloty, aniżeli walka.
- Co tu się odpierdala? - usłyszał Daz jednego z widzów.
Szczytem tej parodii była próba nerwowego kopnięcia w wykonania Thralla, która zaowocowała jego przewróceniem się. Stwór chwycił go wówczas szczękami na wysokości łydki i szarpnął wlokąc dookoła. Gdy chciał ponowić atak poprzez skok na elfa, ten w panice, bądź przytomności umysłu, sypnął gadzinie garścią arenowego piasku w twarz. O dziwo, przyniosło to zbawienny rezultat.
Treser zbawiennie przeturlał się w bok i, bardziej szczęśliwie niż technicznie, uderzył potwora w tylną nogę przewracając go. Okazało się być to przełomowym momentem dla Thralla, który wpadł w szok bojowy. Zaczął uderzać czekanem cielsko zimnokrwistego na oślep, oburącz, jak gdyby dzierżył młot. Po pięciu lub sześciu uderzeniach, które przerywały próby podniesienia się stwora, otrzymał uderzenie tylną łapą w twarz. Treser upadł na plecy prawie znokautowany upuszczając broń.
Potwór zwolna podniósł się, wyraźnie osłabiony i krwawiący, ale przepełniony wściekłością.
Obserwował również z trudem podnoszącego się Thralla. Stworzenie cofnęło się o kilka kroków, a następnie zaczęło przyspieszać w kierunku przeciwnika wydając się przeraźliwy ryk. Załogantowi Dumy przeleciało życie przed oczami gdy stwór staranował go swoim czerepem rzucając ponownie o glebę. Każdy kolejny zamach pazurami praktycznie tylko o włos chybiał turlającą się ofiarę. Podczas jednego z takich uników, Thrall dopadł ponownie swoją broń. Gdy wstał zauważalnie podjął decyzję "teraz, albo nigdy".
Gdy udało mu się uniknąć kolejnego ugryzienia wprawnym unikiem, postanowił wskoczyć na grzbiet bestii. Daremnie. Gdy tylko wskoczył na jej plecy, zrozumiał że bez siodła się nie utrzyma i zaczął ześlizgiwać się po drugiej stronie. W desperackim akcie utrzymania się na górze, niczym alpinista, wbił potworowi czekan w plecy. Coś chrupnęło w plecach niedoszłego wierzchowca, który zwalił się całym cielskiem na ziemię. Stwór wściekle machał paszczą i przednimi łapami... ale tylne nogi i ogon leżały bezwładnie.
- Co za farciarski skurwiel... Złamał mu kręgosłup!
Thrall niestety nie do końca wiedział co się stało i przedłużał walkę w strachu przed zbliżeniem się do gada. Dopiero gdy dotarło do niego co się stało, okrążał wierzgające za nim zwierzę byle tylko podejść od tyłu. Po kilkunastu sekundach płochliwych uderzeń udało mu się zakończyć cierpienie zimnokrwistego.
Publika dawała wyraz ambiwalentnych emocji.
Rozegrano jeszcze 15 podobnych walk, z których przeżyło 12 zawodników.
Kolejna runda miała wymagać starcia z dwoma ogarami chaosu. Nie było już ryzyka, że zginie ktoś z obsługi, ponieważ psy znajdowały się na łańcuchach przewleczonych przez kraty. Spuszczano je dopiero na polecenie Kireusa.
Tym razem to Kaleth rozpoczynał walkę. Wychodząc bezbronny na przestwór piaskowego oceanu zobaczył porozrzucane oręże. W zasięgu ręki po swojej lewej dostrzegł krótkie pilum, po prawej zaś miał jednoręczny toporek. Na środku areny wbita w piach była korseka, zaś pod przeciwległą ścianą leżało... wiosło.
Kaleth zdecydował się zaryzykować i spróbował dobiec do korseki nim psy zostaną spuszczone. W pół drogi zwolniono łańcuchy. Zaczął się wyścig, gdzie dla elfa metą była broń, zaś dla bestii - elf.
Kaleth tygrysim skokiem złapał w locie korsekę i przeturlał się po piasku. Rozpędzone psy go wyprzedziły i zostały zmuszone wykonać zawrotkę. Oba wyskoczyły wściekle prezentując swoje łuskowate grzebienie, jednak Strażnik skutecznie trzymał dystans. Podjął próbę strącenia ich w locie, jednak było to zbyt wiele. Dopiero znajdując stabilne podparcie pod nogami udało mu się trącić ostrzem zaślinione pyski obu ogarów i jednocześnie zwiększyć dystans.
Psy, nauczone polowaniami rozdzieliły się. Jeden skupił na sobie uwagę Kaletha, podczas gdy drugi chybotliwym krokiem rannego obiegł jego plecy. Wilczur chaosu atakujący od frontu przeliczył się i kłapnął paszczą tuż przed udami półelfa, za co natychmiast został ukarany. Wojownik obrócił broń w dłoniach i dźgnął kundla pionowo w dół. Nie dane było mu jednak dokończyć mordu, gdyż drugi pies przejął inicjatywę. Rzucił się Kalethowi na plecy wgryzając w przestrzeń pomiędzy karkiem a ramieniem, a lecące 35 kilogramów wścieklizny z napędem na cztery łapy powlokło ofiarę aż uderzyła twarzą o piach. Pies szarpał mięśnie Kaletha co raz bardziej zatapiając kły. Dźgnięty uprzednio ogar spróbował dołączyć do dobijania ofiary, jednak nie zauważył wierzgających nóg półelfa, dostając w pysk obcasem.
Pies jeszcze dwukrotnie szarpnął mięsem elfa, nim ten zacisnął zęby i powiedział dość. Turlając się zrobił dźwignię za pomocą korseki, która oderwała mu od plecy wściekłego kundla. Zawisając na chwilę w powietrzu pies zrobił zdziwione oczy, nim otrzymał uderzenie trzonkiem na odlew. Nie żył, gdy upadał już na ziemię.
Pozostały przy życiu ogar nie zdążył zareagować, gdy Strażnik obrócił się w jego kierunku. Norskańska furia dawała o sobie znać, gdy Kaleth okładał zaczął go okładać pięściami. Nie zauważył nawet, że po którymś ciosie bestia już nie żyje i tłukł ją dalej, by finalnie oderwać jej głowę przy samym karku.
Dumnie zaprezentował widowni urwany łeb ogara chaosu z rozpostartym grzebieniem.
Gdy zszedł z areny, dowiedział się że Thrall zrezygnował z drugiej rundy. Był zbyt odrapany, a skoro poziom trudności miał rosnąć - nie chciał bezsensownie ryzykować życia.
Na arenę wkroczył Gorr, z połową ciała w bandażach.
Ocenił odległości od broni oraz ich jakość i bez zbędnej zwłoki podszedł po topór. Gdy unosił broń, Kireus nakazał zwolnienie ogarów.
Pieniące się śliną bestie pędziły na norskanina jakby to miał być ich pierwszy posiłek od tygodnia. Gorr jedynie się uśmiechnął z politowaniem.
Zdawało się, że wojownik kiwa głową w rytm jakiejś melodii, którą nucił w myślach. Przed pierwszym skokiem psa uchylił się jakby od niechcenia. Drugiego opluł uskakując. Wydawało się, że zaczyna tańczyć i podjudzać publikę. Kolejne dwa uniki spędził na podżeganiu widowni by podchwyciła rytm. Tup-tup. Klask. Tup-tup. Klask. Tup-tup. Klask.
Bawiąc się, przechodził po arenie w stronę krótkiego pilum, którym po podniesieniu zaczął wybijać rytm uderzając o topór.
Przedobrzył. Ponownie. Podczas którejś z kolei nagonki psy obskoczyły go z obu stron chwytając po jednej ręce. Wyglądało to tak, jakby chciały go rozerwać każdy w swoją stronę. Gorr przygarbił się w bólu, ale po chwili wydał z siebie znajomy już ryk. Ściągnął do siebie obie ręce zderzając kundle ze sobą i kopnął jednego z nich.
Uwolniony ogar spróbował ponownie skoku, ale przeszkodził mu jego własny kompan, powalając norsmena na glebę i pomagając uniknąć ugryzienia. Wolną ręką berserker zdzielił trzymającego go wilka przy pomocy trzonka, uwalniając się z chwytu. Nie zakończył na tym jednak wyjaśniania sytuacji i postanowił przybić łańcuch psa do ziemi przy pomoc pilum.
Ponownie dopadł go kopnięty wcześniej pies wgryzając się w ... pośladki. Było to nie tylko ośmieszające dla wojownika, ale i niewygodne, bo nie był w stanie sięgnąć bestii bronią. Po dwukrotnej porażce w trafieniu toporkiem, cofnął się o krok i złapał za łańcuch gryzącego go wilczura, odrywając go zarazem od swojego zadka. Podwieszając psa na smyczy, zakończył jego żywot toporem między oczy.
Niestety, w tym samym momencie pilum przestało trzymać. Ogar chaosu rzucił się na Gorra w pieniącej się wściekliźnie, ale otrzymane wcześniej ciosy go wyraźnie otumaniały. Pies niezdecydowanie próbował kąsać norsmena po nogach, aż ten w końcu stracił cierpliwość i wyczuwając moment - kopnął go w pysk. Najwyraźniej uznał, że wystarczy już gwiazdorzenia i zakończył walkę dwoma uderzeniami topora.
Tup-tup. Klask - podsumowała publika.
Kaleth
- Jak mówiłem, finał pojutrze. Doprowadźcie się do stanu używalności, bo lekko nie będzie.
Wręczył Strażnikowi i Gorrowi po sakiewce zawierającej 300 sztuk złota. Thrall zarobił 150 złotych monet.
Post został pochwalony 0 razy
|
|