 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pon 2:00, 06 Sty 2020 Temat postu: |
|
|
Daz
Szczur warknął w ramach komentarza i powstrzymał się od dalszych wypowiedzi.
Na pierwszy rzut oka, handlarz był zwykłym korsarzem, ale po chwili dało się dostrzec, że to szybko przekwalifikowany żołnierz na marynarza z lichym doświadczeniem.
- Trafiliśmy ich z zaskoczenia w drodze z Clar Karond. Byliśmy pierwszym statkiem, który przebrnął przez Podmorze tutaj, panie Dekappian. Tak, wiem, że to dzięki panu i waszej świcie. Oszczędzę już podziękowań, którymi pewnie już rzygacie.
Z uwagi, że czas na targu szybko zleciał i zbliżał się wieczór, do kapitanatu Daz wchodził już poprzez sporych rozmiarów tłum. Najwyraźniej wszyscy lubili kapitana, który kończył karierę. Albo każdy chciał uszczknąć coś dla siebie. Kątem oka wypatrzył panią snajper Vaasa z jakimś pajacem w zielonkawej masce na lewą połowę twarzy. Przyjrzenie się pajacowi doprowadziło Daza do śmiechu, gdy uświadomił sobie, że jest nim sam Vaas. Widząc rechoczącego Dekappiana, przyjazna oficer sama rozpoczęła walkę ze sobą by się nie roześmiać jednocześnie dając gesty by nie drążyć tematu. Syndra najwyraźniej już przerabiała tę rozmowę i podmorska półmaska kapitana Lipali, mimo jej sprzeciwu, miała zostać. O ile do tej pory miał głupawy i brzydki ryj, teraz był po prostu głupawy.
- Witam, witam wilki morskie i szczury lądowe - odezwał się najwyraźniej prowadzący imprezę szlachcic. Ubranie miał znoszone i jakby z poprzedniej epoki, ale zadbane i obwieszone złotem oraz medalami. - Jak wszyscy wiecie, albo wpadliście tu przypadkiem myśląc, że coś rozdają za darmo, dzisiaj z morzem żegna się Hiatl, znawca Podmorza, postrach stworów z głębiny, poławiacz bestii z legend, posępny łowczy asurów...
- Dobra, dobra - wtrącił wchodząc na prowizoryczną scenę stary, nawet jak na elfa, omawiany kapitan. - Ty mnie nie przypisuj zasług mojej załogi, bo się obrażą i mnie wypatroszą i chuj strzeli mój spoczynek, chyba że wieczny.
Kilka osób zarechotało zarażając inne, co z kolei wywołało ogólny aplauz. Hiatl był już mocno przygarbionym łysym elfem. To, że spędził wieki na morzu potwierdzały jego zęby, a raczej ich brak - szkorbut zrobił swoje. To co zastanawiało Daza, to fakt, że starzec był całkiem rześki i przytomny umysłowo, w przeciwieństwie do napotkanych dotychczas podmorskich marynarzy.
- Ja wiem, ja wiem, wszyscy mnie kochacie i chuj Śniącego wam wszystkim w dupę bo wszyscy jesteście tu tylko po to, żeby mnie ograbić z tego co mam, a ja żeby wam to sprzedać najdrożej jak się da.
Ponownie przez tłum przeszła fala śmiechu.
- Nieprawda! - krzyknął ktoś z tłumu.
- Co nieprawda? Niewolnicy i dziwki sami się opłacą?
- Prawda to żeś szczyny własne pił by nie szczeznąć?
- Ty gówno jesz a mnie się czepiasz - odpysknął Hiatl bez zastanowienia. Kilka osób zarechotało. Prowadzący imprezę nie wydawał się zgorszony żartem, na którego dźwięk połowa salonów Naggarothu kazałaby dokonać defenestracji gościem.
- Chcemy morskich opowieści!
- Tak! Dawaj! - zawtórowała.
Z tłumu wyszedł gruby i równie stary co benefisant marynarz z lutnią, najwyraźniej członek jego załogi.
- No to kto chce, niechaj słucha, a kto nie chce, niech nie słucha,
Tak jak balsam są dla ucha morskie opowieści.
W dawnych czasach na okręcie żyły kozy tresowane,
Co w rzemiośle zastąpiły każdą kurtyzanę.
A gdy kozy szły do kotła bo czasami tak się zdarza,
To wtedy cała załoga jebała kucharza.
Pewien majtek miał papugę najsłynniejszą w całym świecie,
No bo była okrętową mistrzynią w minecie.
Pij bracie, pij na zdrowie, jutro ci się humor przyda,
A spirytus nie zaszkodzi, idzie sztorm - wyrzygasz.
Pływał raz po morzu co się mianem kapitana,
Farciarz pierdolony z rodu Dekappiana,
Cud że w poprzek fali krypą swoją popierdala
Har Ganeth się wkurwia bo ambasady im rozpierdala.
Kto chce, niechaj słucha, a kto nie chce, niech nie słucha,
Tak jak balsam są dla ucha morskie opowieści.
Syndra, Vaas, a także nie wiadomo skąd obecni na miejscu Bosch i Drummond zaczęli rechotać jak opętani nie słysząc już kolejnych zwrotek.
Po zakończeniu piosenki Hiatl wrócił na scenę.
- Dobra, zanim zaczniemy aukcję, pół godziny na rum. Jest za darmo dla wszystkich, ale nie zachowujcie się jak biedota z Ss'ildra Tor i nie chowajcie kielonów po kieszeniach. Macie pić i ma być to moje zdrowie, kurwie syny!
Kaleth & Ariadne
Ariadne skupiła się na dziwnej biżuterii. Gdy tylko zaczęła badać jej energię, poczuła niemal fizyczne uderzenie w głowę obfitujące w wizję, ale utrzymała się na nogach. Wizja przedstawiała wyłaniającą się z morza monstrualną sylwetkę stwora z paszczą upstrzoną mackami, która sięga po jej duszę. Był to tylko uszczerbek mocy biżuterii, który bez odpowiednich rytuałów, nie wyrządzi wiele, oprócz przerażenia. Użycie jej było proste: wystarczyło skupić wolę właściciela i każdy w polu widzenia przeżywał to samo, co ona. Jeśli natomiast przeprowadzić rytuał z użyciem tych małych artefaktów... Cóż, to zupełnie inna para ciżemek.
Sprzedawca karwasza przekrzywił głowę słysząc argument.
- Na morzu nikt nie pływa w ciężkiej zbroi, bo wypadnięcie za burtę oznacza tylko jedno. Więc sądzę, że sprzedam to bez wysiłku każdemu pewniejszemu swych zdolności korsarzowi.
Sprzedawca wydawał się mieć rację - karwasz nie był przystosowany do nakładania go jeszcze na pancerz i trzeba znaleźć kuśnierza, który zmieniłby rozmiarówkę.
Treser wydawał się być oszołomiony zgodą na propozycję, ale szybko się otrząsnął. W końcu rozmawiał z kapłanką, która przecież nie powinna biedą śmierdzieć.
- Powiem całkowicie szczerze, żmije są fenomenalne, dopóki nie staną się dorosłe, ale to kwestia kilku lat. W przeciwieństwie do smoków czy wiwern, nie wykształcą lojalności. Dopóki nie będą w stanie panienki zjeść, będą wierne. Proszę się nie dziwić, jak będą się rozciągać przy człowieku i mierzyć, czy są już w stanie połknąć i strawić. Do obrony są znakomite, do polowań też. Problem może polegać w jadzie, bo nie potrafią odstraszać, a jak kąsają to zabijają na miejscu. W tym wypadku lepsze są Kukulkany z Lustrii, pierzaste węże... no ale to rarytas. Tak czy inaczej, na chwilę obecną nastolatków mam tylko dwóch, zielonego i niebieskiego. Oczywiście całe oporządzenie biorę z nami. Co jejmość wybierze, to drugie zostawię u wspólnika i biegnę szukać statku co by zawczasu zadomowić zwierza.
Były właściciel szponów dobrodusznie zapiął je na ręce kapłanki, ale z wyolbrzymionym smutkiem zaprzeczył by wiedział o zaklinaczu.
- W Slaver's point ciężko o takiego. Jakoś nie lubią atmosfery tego miasta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|