 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Czw 3:40, 06 Lut 2020 Temat postu: |
|
|
Kaleth & Ariadne
Kowal słysząc potencjalną kwestię opłaty za naprawę uzbrojenia uniósł obie dłonie w sprzeciwie.
- Już opłaciliście, ubijając tę maszkarę, która cholera wie co by zrobiła z naszą wyspą. Potraktujmy to jako podziękowanie od ludu pracującego w tym porcie.
Ariadne
Nowe ciuchy leżały jak ulał, a ponadto poprawiały nastrój samym faktem bycia nowymi.
Skink "spytany" o nastawienie do miasta bez namysłu odpowiedział obrazem trzech spadających na port gwiazd. Najwyraźniej nie darzył tego miejsca sympatią. Dowiadując się o spędzeniu tu kolejnych dni zasyczał i kłapnął złowieszczo paszczą, jednak końcowo zwinął się w kłębek w rogu kajuty. Na odchodne wysłał Ariadne obraz urny, jaką jakiś czas temu Kaleth przyniósł na okręt. Kolejne obrazy przedstawiały ją w strzaskanej formie, na tle jakiegoś przerażającego krajobrazu pozbawionego wszelkiego życia. Zarówno niebo jak i ziemia przyjęła w wizji odcień krwi, zaś po pustej przestrzeni wściekle zacinał wiatr magii mieniąc się wszystkimi jej kolorami. Nie sposób było jednak ocenić, czy ta projekcja była groźbą, czy też obietnicą - skink nie zamierzał nic więcej dodawać.
Ani Imry, ani Polin, ani zwoju Hekarti nie trzeba było szukać - wszystkie trzy elementy można było znaleźć w jednym miejscu. Kobiety wzdrygnęły się na wejście Kapłanki, ale natychmiast się zreflektowały.
- Nigdy nie sądziłam, że będę mieć okazję zobaczyć PRAWDZIWY zwój bogini Hekarti! - zapiszczała Imra.
- A mi się głupio przyznać, że często nosiłam go w tubie dla Lei nie wiedząc czym nawet jest - dodała Polin.
Imra delikatnie rozłożyła na pulpicie zwój, który był prawdopodobnie starszy niż wszystkie 3 kobiety razem wzięte. Ba, prawdopodobnie miał więcej lat, niż suma wieku wszystkich członków załogi wraz z Malekithem i jego Matką.
- To może być starsze nawet niż sama Hellebron - zachichotała Imra.
- No już nie przesadzajmy.
Ariadne zobaczyła archaiczne elfie pismo, którego tłumaczenie jednej osobie by zajęło długie dni. Na szczęście, trzy uczone "liznęły" wiedzy w różnym stopniu, toteż potrafiły w miarę sprawnie od razu zapoznać się z treścią.
Zwój miał formę przypowieści o karze, dotyczącej bliżej nieokreślonej, lecz wybitnej, czarodziejki z Ghrondu, która była zarazem niesamowitą wieszczką. Czarodziejka ta, należała również do grupy, która pragnęła osiągnąć piękno przewyższające samych bogów. Krąg pysznych wiedźm z Ghrondu ściągnął tym samym na siebie gniew bogini Atharti, patronki przyjemności i piękna, która nie mogła ścierpieć takiej buty ze strony śmiertelników. Z karę odarła "narcystyczne żmije" z ich elfiej formy i uwięziła ich ciała na wieczność w szarpanych bólem i cierpieniem ohydnych ciałach medus, pozbawiając je wszelkiej świadomości, oprócz uczucia winy.
Wieszczka przewidziała dzięki swym umiejętnościom tę karę, wobec czego stworzyła filakterium dla swojej świadomości zaklinając ją w specjalnym zwierciadle. Gdy Atharti dopełniła swej zemsty, nie wiedziała, że Wyrocznia śmiała się z przechytrzenia bogini. Zachowując swój umysł, czarodziejka ponownie spróbowała nagiąć boskie prawa, żeby odwrócić gniew boży zadzierając tym samym z drugą boginią - Hekarti. Wściekła bogini magii nie mogła tolerować, że ktoś próbuje sięgnąć tym razem po jej potęgę władania wszystkimi ośmioma Kolorami Magii. Hekarti, specjalnie dla Wyroczni, porozumiała się z Atharti by stworzyć wieczne więzienie cierpienia dla pełnej tupetu śmiertelniczki. Stworzono dla niej wyspę pośród oceanu trucizny i sztormu morowego powietrza, gdzie przykuta łańcuchami miała cierpieć niekończący się głód i móc robić tylko jedno: świadomie patrzeć w stworzone przez siebie lustro, napawając się odrazą własnego jestestwa.
Dalsza część zwoju opowiadała o sposobie dostania się do Wyroczni, gdyby istniała szansa jej odkupienia na rzecz elfów. Ariadne zrozumiała jednak, że rytuał umożliwiający dotarcie do Wieszczki ją przerasta. Mógłby to zrobić jedynie ktoś o potędze Meranici... albo Felicion.
Spotkanie z naganiaczami rzuciło inne światło na kwestię szkolenia.
- W przypadku Sarge to Strażnik musi określić, kiedy Jednoręki będzie robić szkolenia. - oświadczył Portos.
- Z Huriofem będzie gorsza przeprawa - dodał Aramis. - To znaczy, też to zależy od Kaletha, ale sam ten gość jest... - szukał słowa, najwyraźniej nie chcąc urazić samej Kapłanki - No mocno ortodoksyjny. Od momentu wejścia na pokład zaczął rozpytywać o głębokość naszej wiary wobec Khaine'a, a tych co mieli odwagę się odezwać, to wypytywał o przykazania na wyrywki.
- Wiedźma i Siostra też nie lepsze - burknął Atos. - Pomijając fakt, że Misisi chciała nas wszystkich kastrować jako "niegodnych do noszenia nasienia i rozmnażania druchii", to ta w masce na "dzień dobry" niewolnika zaczęła go chłostać, bo "niewolnicze męskie świnie nie mają prawa głosu".
- Do nich bez ryzyka natychmiastowego zgonu to mogą się zbliżyć najwyżej akolitki. Albo Grizelle. - dodał Etos.
- Już się ścięła z nimi - westchnął Aramis.
- I, uchowaj nas Khainie... Polubiły się. Wszystkie, kurwa, trzy.
- Gorr ma przejebane, jak go teraz norskanka weźmie pod pantofel.
Spytani o wybitność któregoś z niewolników wszyscy naganiacze spojrzeli po sobie.
- Ciężko powiedzieć. Co innego treningi Sarge na sucho, a co innego prawdziwa sieczka i krew, której żaden z nich nie zaznał.
Shifu, zajęty akurat tresurą żmija zdziwił się pytaniem o tresurę pegaza.
- Kopytne to nie moja działka, już szybciej ten gad półelfki. Sądzę jednak, że to jak z każdym zwierzem. Wybiegać, tylko nie na "urra!" do zapienienia się i padnięcia z wycieńczenia. Jak słyszałem, to zostajemy tu kilka dni. Można mu zrobić przez ten czas kilka oddzielnych sesji biegania i latania. Zwróciłem natomiast uwagę, że boi się wystrzałów armat. Możnaby go spróbować przyzwyczaić, ale może nie w porcie, bo po wczorajszym to się ludzie posrają że jakaś demoniczna powtórka się dzieje.
Daz
- Imra, kapłanka i nowa wiedźma są zajęte jakimiś papierami. Trochę to źle wróży, bo ostatnio ilekroć są jakieś emocje, to coś wybucha - skomentował Bosch z przekąsem. - Przekażę Remkelowi co trzeba, bo póki co jest właśnie zajęty projektowaniem okładu na dziób. W kwestii kości, byli tu tutejsi złotnicy i rzeźbiarze, ale słysząc ich ceny to kazałem im spierdalać. Tylko grzecznie, bo mili byli i chcieli wam stawiać pomniki. Chociaż, według tego co opisywali to pomniki w rozmiarze czopków, co by każdy mógł se w domu trzymać. Nie sądzę by ani kapitan, ani Vaas, ani tym bardziej kapłanka lub strażnik chcieli mieć wizerunki uwiecznione na figurkach i leżeć na stole między kotletem a kielichem podłego jabola. A w najlepszym wypadku obok wypiętej dupy w burdelowym pokoju.
Koordynator rozładunku zdziwił się słysząc pytanie.
- A co innego jak kamień i metal można wieźć na południe? - odkrzyknął. - No może jeszcze gorzałę, ale to na użytek własny znika po drodze.
Gdy pracownicy zajęli się swoją robotą, zszedł na keję i, przecierając wcześniej ręce w spodnie, przywitał się z Dazem.
- Sternik towarowy Musak - przedstawił się. - Co tu tak mało okrętów? I co się stało z kapitanatem? To chyba nie jakiś deszcz gwiazd, co nie? Nie widzieliśmy nic na horyzoncie oprócz jednej, co tak jebnęła nam w morze, że straciliśmy bite 4 godziny chowając się przed falą.
Na statku dowódczym po skończonej odprawie załoga zauważalnie odetchnęła, a następnie poszła się przebrać z pancerzy w luźniejsze odzienie nim zeszła na ląd. Najwyraźniej zostali nadgorliwie postawieni w stan gotowości przed dokowaniem, a po iluś dniach na morzu mieli zdecydowanie dość pokładu.
Kaleth
Sarge spojrzał podejrzliwie na ilość łask jaką go obsypano.
- Ostatnio jak ludzie byli dla mnie tak mili, to się okazało że demon nawiedza port. O co ci chodzi dowódco? - spytał wprost. Były kawalerzysta był zauważalnie doświadczony przez życie, toteż nieufność brała w nim górę.
- Żaden wojownik, co ceni swoje życie, nie pogardzi pancerzem. No chyba, że na morzu, to tylko po to, żeby szybciej tonąć - skwitował sucho. Najwyraźniej wracał dawny zgorzkniały Sarge. - I możemy mieć problem z tą wartą przy urnie, chyba że uśmiechniemy się do kapłanki po niewolników. Gorr i Grizelle chodzą swoimi ścieżkami. Gustaf... No nie psułbym mu dnia teraz. Egzekutor może się delikatnie mówiąc wkurwić, że z dowódcy zostanie stójkowym. A ten człowiek z areny... No nie wiem czy bym go chciał przy pierwszej okazji stawiać przy artefakcie o nieznanej mocy - wyliczył członków podległych Kalethowi. Siebie w możliwych opcjach nie wymienił, co świadczyło jasno, że nawet nie przewiduje do zniżenia się do takiego zadania.
- Dodatkowe dwa zestawy? Powinniśmy jeszcze znaleźć - odparł płatnerz. - Cena ze zniżką dalej was obowiązuje, czyli w sumie 260 sztuk złota za nie.
Szukanie Grizelle nie przyniosło rezultatu, ponieważ nie było jej na pokładzie. Nawet Gorr wzruszył ramionami i z sobie znaną erudycją opisał, że nie wie gdzie mogła się udać. Ostatni, który zwrócił na nią uwagę był Shifu, ponieważ wyprowadzała z klatki zimnokrwistego. Według jego opisu, nie sprawiała wrażenia jakby szła coś zbroić.
Próba zaczepienia Imry spełzła na niczym. Ona, Kapłanka oraz nowa czarodziejka były tak pochłonięte jakimś papirusem, że nawet bezpośrednie zaczepki nie wywoływały reakcji. Przechodząca w pobliżu Drummond dała do zrozumienia, że "zespół badawczy" jest teraz w kompletnie innym świecie. Podobnie krasnale - dawały do zrozumienia, że ich przełożony dał im ważniejsze zadanie przy łuskach lewiatana.
Pani saper Naesala, znajdowała się na okręcie Vaasa i była zajęta żywą rozmową z Syndrą i Ziggym z Nuln. Cała trójka wymieniała się spostrzeżeniami z drobnych domowych ulepszeń broni prochowej. Najwyraźniej pola ekspertyz każdego z nich były odmienne, ale nie na tyle żeby nie znaleźli wspólnego języka.
- Tutaj to nic przydatnego nie znajdziemy - oznajmiła Strażnikowi inżynierka oblężnicza. - A nawet jeśli, to szczerze mówiąc... Całą potrzebną wiedzę mam tu - wskazała palcem na skroń. - Tak czy inaczej, nie mam pojęcia z logistycznego punktu widzenia, jak przy takiej liczbie ludzi chcecie dotrzeć do Lustrii. O ile nie uskuteczniacie kanibalizmu to przy pełnej ładowni prowiantu będziemy musieli robić przystanek co dwa, góra trzy dni. No choćbyśmy się zesrali, to nawet kołowrotka katapulty tu nie wcisnę bez ryzyka śmierci głodowej, a co dopiero jakiegoś większego sprzętu. Zaleta jest taka, że na miejscu nie powinno być problemu z materiałami. Drewnem będziemy rzygać, liany i sznury to jedno i to samo, a kamieni nigdzie nie zabraknie. Jedynie przetop metalu na gwoździe, śruby i kołki będzie potrzebny.
Elfka zamyśliła się chwilę przygryzając skórki przy paznokciach.
- No i siła robocza. Niewolnicy w ilościach hurtowych do nieskomplikowanych zadań. Coś tam widziałam, że macie, więc podwójnie ważne żeby nie zdechli z głodu. Reszta zależy od sytuacji taktycznej na miejscu, bo bez rozpoznania nie możemy mówić o strategii.
Post został pochwalony 0 razy
|
|