 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Wto 21:16, 21 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
Daz Dekappian
Drummond zakręciła szklanką z alkoholem namyślając się nad odpowiedzią.
- Serana jest dużo potężniejsza ode mnie, to nie ulega żadnej wątpliwości. Emanacje jej energii są ostre i precyzyjne jak żyletki, ale o sile kuli armatniej. Sam widziałeś, do czego zmusiła Nessie. Ten kharibdyss stanął dęba! Jak jakiś kucyk na wystawie! Mając za jeźdźca cały okręt!
Napiła się w końcu i odetchnęła głęboko, gdy alkohol ściekał w dół gardła.
- Jeśli mam poznać jakiejś inne jej talenty, to musiałabym ją mieć zwyczajnie na oko cały czas. A i to nie wiem czy by cokolwiek pomogło, jeśli jest ostrożna. Największa szansa przyłapania jej na czymkolwiek jest w trakcie jatki, ale... no umówmy się. Mam wtedy bardziej palące problemy.
Drummond przerwała wypowiedź gdy do pomieszczenia wszedł krasnal. Oboje wysłuchali przemowy o awansie, wykazując sprzeczne względem siebie emocje. Remkel z radości odmeldował się stuknięciem obcasów, zaś Wiedźma kręciła głową z niezadowoleniem.
Nie zmieniwszy pozycji wydała z siebie pełne dezaprobaty westchnienie.
- Was wszystkich doszczętnie popierdoliło - podsumowała. - Najpierw strażnik się mizdrzy i daje sobie wejść na głowę każdej dziewce z odrobiną ikry. Potem kapłanka pospołu z pojebaną piromanką, ku uciesze i czci plebsu, wmawiają wszystkim, że okrętowy idiota stał się emanacją boga wojny. A teraz ty. Mianujesz kolejną podrzędną rasę do roli decyzyjnej. I ty chcesz mieć szacunek?
Zauważalnie przeszła na płynne "ty", pozwalając sobie na nieco więcej w cztery oczy.
- Rozumiem, że cel uświęca środki, ale to już przesada. Co będzie następne? Goblin kapitan? A może od razu harpia? Zresztą, poczekaj aż Neasalla się dowie, że on miałby nią dowodzić. - wybuchła śmiechem kończąc zdanie.
Widząc rozkładane przed nią prezenty, czujnie zwęziła oczy.
- Próbujesz mnie przekupić - skwitowała oglądając przedmioty. - Żebym była publicznie przychylna twojej decyzji, pomimo, że jej nie akceptuję - przewertowała kartki księgi kciukiem, odsuwając ją na bok bez wyraźnego zainteresowania. Pogładziła dłonią pozostałe przedmioty, a na głowę założyła diadem. - Jeszcze nie wiem czy to na mnie działa.
Zgrabnym ruchem odpięła znajdujące się na żebrach guziki półgorsetu.
- No? - ponagliła.
***
Pospiesznie oddalający się krasnolud z fajczącą się jeszcze brodą nie zwiastował nic dobrego. Bliżej niezidentyfikowane kobiece wrzaski z pracowni inżynieryjnej pełnej materiałów wybuchowych nie poprawiały rokowań.
Po wejściu Daz zobaczył Naesallę tak wściekłą, jakby była norskańską wojowniczką w fazie berserku. Z PMS. Zacisnęła zęby widząc przybyłego i pohamowała się przed dalszym wybuchem. Albo jedynie opóźniła zapłon.
- Jak to... - cedziła przez zęby - Wydałeś polecenie. Żebym. Pracowała. Pod... PIERDOLONYM POKURCZEM?! - wrzasnęła. - PRZECIEŻ TO KWICZĄCY JAK ŚWINIA NIEWOLNIK! TYLKO JEBIE OD NIEGO GORZEJ!
Ariadne
Dowiedziawszy się o możliwości formalnego wstąpienia w szeregi kościoła, Gustaw nieomal zapomniał języka w gębie. Informację o mianowaniu go na stopień akolity przyjął z taką radością, że nogawki spodni podciągnęły mu się do połowy wysokości łydek. Kapłanka zrozumiała tym samym, dlaczego Felia wyraziła zgodę na ślub ze swoim byłym klientem.
- Akolita Gustaw... - mamrotał. - Nie. Gustaw, Pierwszy Akolita Kultu Wielkiego Khaine'a pod Wezwaniem Kapłanki Ariadne. - wyrecytował z wzrokiem zawieszonym w dali, ściskając przy tym oburącz swoją rybacką czapkę przy piersi.
- Felia musi mi to wyhaftować na szacie mszalnej.
Wszyscy, po wizycie Felicion
Po zniknięciu Felicion Heartkeeper zapadła niezręczna cisza. Podwładni najwyraźniej trawili co się właśnie stało.
- Urra! - zaczął Bosch.
- Urra! Urra! Urra! - podchwycili wszyscy.
- Gorr! - dopowiedział norskanin.
- No to się nam trafiło. - zagwizdał z uznaniem Vaas, z nogami przewieszonymi przez balustradę mostka.
- Gorzała na pokład! - wydarła się Caede.
Nawet Missisi i Melva wydawały się uśmiechnięte. A przynajmniej tak wskazywały ich maski. Siostra rzezi strzeliła batem o pokład wywołując ciszę.
- Wybatożę każdego - odezwała się wśród milczącego tłumu. - Kto zbezcześci dzień święty herezją... - przeszła się wśród marynarzy gładząc bicz - Nie oddając czci należnej... - podsunęła trzonek broni pod brodę Jaskra - I zasłoni się abstynencją.
Spanikowany bard przełknął ślinę tak głośno, że wszyscy słyszeli. Dopiero po chwili dotarł do nich żart Siostry i wszyscy ryknęli śmiechem.
- Czego się szczerzycie? Polewać! - krzyknęła Grizelle.
- Czyli teraz to będzie... - zamyślił się rybak. -Gustaw, Pierwszy Akolita Kultu Wielkiego Khaine'a pod Wezwaniem Najwyższej Najwyższej Kapłanki Ariadne....
W tle rozległ się krzyk rozpaczy Felii, wyrzucającej za burtę szatę ze skończonym już haftem.
- E! A znacie ten dowcip? - krzyknął Aramis. - Do baru wchodzą admirał, lord i najwyższa kapłanka... - resztę dowcipu zagłuszył przedwczesny śmiech obecnych.
Admirał Daz Dekappian
Oznajmienie wszystkim o mianowaniu krasnoluda oficerem spotkało się z mieszanymi reakcjami, w większości jednak neutralnymi. Ewidentnie najmniej zadowolone były Naesalla i Imra.
- Obrosło się w piórka, co? - odpowiedział pytaniem na pytanie Vaas w kwestii "formalizowania związku". - Nie wiem czy jestem na to gotowy. Szczerze, nie chce psuć tej przyjacielskiej relacji jaką mamy, a taka zmiana może wywrócić wszystko do góry nogami. Obaj jesteśmy słabi w przyjmowaniu rozkazów - mrugnął. - No i zawsze marzyła mi się własna bandera.
Lord Kaleth Bloodblade
Demien przyjął nowy miecz z wdzięcznością, jednak nie był wylewny.
- Jeśli mam być nauczycielem, to przekażę jedną mądrość, którą potrafię - odezwał się swoim chropowatym głosem. - Nigdy nie należy polegać na mieczu, bardziej niż na własnej ręce. Nawet najtwardsza klinga potrafi pęknąć w najmniej spodziewanym momencie. Dopiero wtedy okazuje się, kto potrafi zrobić z tego okazję, a kto przyjmie to za przewagę wroga.
Zakręcił młynek ostrzem, przerzucił broń z ręki do ręki, a potem zrobił ósemkę obracając ostrze za swoimi plecami w trakcie niskiego cięcia. Miecz przeskakiwał z dłoni do dłoni niczym moneta w rękach iluzjonisty.
- No przyznaję. Lepsze niż arenowe okładaki.
***
Huriof i Sarge przytaknęli na pomysł organizacji konkretnego planu szkoleń.
- Mogliśmy jednak o tym pomyśleć wcześniej - podsumował Sarge. - Chyba, że liczymy na niewiarygodne szczęście w porcie Skeggi, że jakikolwiek niewolnik będzie zdatny do czegokolwiek.
- Im dalej na południe, będzie tylko trudniej. - dodał Huriof. - Jedynym wyjściem może się okazać plądrowanie osad ludzi. Mają w zwyczaju przywozić ze sobą całą infrastrukturę.
- Tylko pytanie - zamyślił się Sarge. - Czy chcemy eliminować naszego jedynego potencjalnego sojusznika w tamtym rejonie?
Po krótkiej chwili obaj uznali, że dalsze gdybanie pozbawione jest sensu. Potwierdzili, że przygotują stosowne listy, które będą adaptować do zastanych warunków.
Zostawszy sam na sam, Sarge wysłuchał monologu, w trakcie którego nie drgnęła mu nawet powieka.
- Tak jest, lordzie.
Słowa wypowiedział w sposób całkowicie pozbawiony emocji, toteż ciężko było cokolwiek wywnioskować. Po wszystkim ukłonił się zgodnie z etykietą i wyszedł.
***
Gustaw stał przed nim mnąc róg kapłańskiej szaty, na której napisane było "Pierwszy Akolita Kultu Wielkiego Khaine'a pod Wezwaniem Kapłanki Ariadne". Nieco ukośnie doszyte było słowo "Najwyższej". Z niewiadomych przyczyn, ściekała z niego woda.
- To jest nie do opisania ludzkimi słowami, lordzie. - odparł międląc róg. - Jak ruszyliśmy do ataku, czuł żem się jak najprawdziwszy z prawdziwych wojów. Wpadłem śród szkarady jak tur jaki, rozgramiając je o pokład. Wtem, nie wiem skąd... Poczułem się jakby coś mnie opętało. Poczułem w ustach smak krwi, jakbym szarpał mięso, ręce drżeć mi przestały. W ramiona moje zstąpiła siła jaka nieznana... I płomienie! Oblekły me ciało najgorętsze płomienie jakie kiedykolwiek dane mi było czuć! - uniósł w górę ręce, przejęty własnymi słowami. - Ale nie spaliły mnie! Krzywdy najbardziej tyciutkiej mi wyrządzić nie raczyły! A poczwary trzeszczały jak chrust w ognisku od samego przestępowania z nogi na nogę przy mnie! Jak mi to ducha nie dodało, jak żem nie podniósł jednego... Jak żem nie pizdnął nim w ławicę kolejnych co do nas pokracznie człapały... Jak ich nie rozsypało na wszystkie strony! Panie lordzie! Głowa tam, noga tam! - gestykulował wskazując wszystkie kierunki świata. - No nie poskładają się po tym, pomyślałem. Jak żem nie ryknął jak... jak... no, jak Gorr chociażeby. I wtem cały ich przepotworny okręt skruszał i w zgniłe drzazgi poszedł. I zatonął. Plum. - rybak dla zaakcentowania wydał z siebie dźwięk poprzez złożenie ust w dzióbek. - Ale to ostatnie to już raczej nie moja zasługa, a pana admirała chyba. Bo kotwicy rzucić wcześniej nikomu nie cedował iśmy się wjebali w nich jak kuśka w piczkę naszym dziobem.
***
W oczach Naesalli zapłonęła nienawiść, gdy usłyszała o współpracy z Admirałem.
- Jeśli masz zamiar mi powiedzieć, że mam przyjmować rozkazy od krasnoluda... - zapowietrzyła się i odruchowo przeładowała broń.
***
Pijatyka z załogą udała się wyśmienicie. Każdemu humor dopisywał, a najbardziej Cieniom, które lorda nigdy nawet nie widziały na oczy. Każdy też z jakiegoś niezrozumiałego powodu chciał się sprawdzić na rękę z Gorrem, co w pewnym momencie wywołało lawinę "kurew" i wymianę stołu na improwizowany z tarczy. Nikt nie myślał wówczas o porannej wściekliźnie Dekappiana za kolejne uszkodzenia na okręcie.
- Szefie... - zaczął już nieco wypity jeden z Cieni - Ale jak to tak... Mamy sami sobie wybrać do-wódceeee? Zawsze to nam wybierano. Poprzedniego Kruchego też. - zasmucił się żołnierz. - Kruchy był dobry. Daliśmy mu to imię bo ciągle się łamał i żaden z niego harpagan, ale myśli miał jak te nasze działko na dziobie. Zawsze miał wszystko obcykane. Kopytko, temu tam co właśnie pod stołem już leży - wskazał schlanego do nieprzytomności elfa z odciśniętą podkową na czole. - Kruchy mawiał mu, że jak go zabraknie, to Kopytko ma nas zawsze wyciągać z tarapatów. Nie od parady mu taką czachę matula dała, że kopnięcie konia wytrzymał, tak mawiał. To to co ma w głowie miało go uratować, tak mawiał. Bo Kopytko zawsze spada na cztery łapy jak kot jaki, ale zawsze najpierw myśli o innych. Nie wiem ile razy Kopytko darł ryja żebyśmy spierdalali, a on będzie nas osłaniał. Taki to jest Kopytko, a Kruchy to widział. Ale nie dożył Kruchy żeby zobaczyć jak nam Kopytko tratwe chciał oddać żebyśmy przeżyli przed lewiatanem. Musieliśmy Kopytce w łeb zajebać wiosłem bo się głupi chciał poświęcać na daremno. Taki to właśnie jest Kopytek nasz. - dokończył i położył głowę na blacie. Po chwili dało się słyszeć chrapanie.
W międzyczasie dało się zaobserwować, że Jaskier począł grać skoczniejsze rytmy a przybyły na miejsce Sarge, poniekąd niechętnie, dał się porwać do tańca Grizelle. Do wypitego już towarzystwa dołączyli Naesalla, giermek, kilku korsarzy oraz Dustoi z Imrą. Rozmazany wzrok Kaletha zauważył również kręcącą głową Drummond, która najwyraźniej przyszła skontrolować towarzystwo.
- Pijoki - podsumowała ze śmiechem.
Jeden z korsarzy przyszedł na ratunek Sarge'owi, który najwyraźniej miał już dość kręcenia oberka wokół protezy. Deklarując odbijanego, przechwycił partnerkę do tańca, zaś kawalerzysta zasiadł obok Lorda, uprzednio przesuwając naprutego do granic Cienia.
- To nie tak, że mam jakieś pretensje - zaczął po chwili milczenia i wypiciu duszkiem pierwszej szklanki. - Po prostu już to przerabiałem.
Uniósł karcącą palec do góry, widząc że nachlanemu lordowi chciało się protestować.
- Będę robił co do mnie należy, bo tak. Ale uprzedzam. Jakiekolwiek faworyzowanie z uwagi na kalectwo, to nie ręczę za siebie. Jestem w pełni, kurwa, sprawny. Dopóki mi się o tym nie przypomina.
Dalszy wywód przerwała wpadająca z drugiej strony Grizelle, kładąc się jednocześnie na kolanach Gorra i Kaletha.
- E, chłopcy. Wy się jeszcze nie siłowaliście.
- Tak! Lord i Gorr!
- Walczyli ramie w ramie na arenie, ale tam Gorr pozamiatał.
- Oj przecież wiadomo, że tylko dobijał.
- Nie dowiemy się, dopóki nie spróbują.
- Kaleth! Kaleth!
- Gorr! Gorr!
Norskanin wzruszył ramionami z uśmiechem i przełożył półelfkę w całości na kolana Lorda.
- No chyba się go nie boisz? - szepnęła zaczepnie.
Gorr rozsiadł się po drugiej stronie improwizowanego stołu z tarczy. Przełożył rękę do siłowania i skinął głową.
Gdy skleili chwyty, Kaleth zauważył, że norskanin ma łapę jak niedźwiedź, a jego rączka wyglądała mizernie.
Przez chwilę siłowali się zawzięcie, aż pod łokciami obu chłopów pojawiły się wgłębienia w tarczy. Po chwili jednak, Gorr zaczął wygrywać przeginając dłoń elfa. Przedramiona zaczynały Kaletha rwać wściekłym bólem, ale norskanin powoli, acz jednostajnie, zdobywał prowadzenie.
- No pokaż mi tego lorda! - krzyknęła Grizelle.
Gorr mrugnął do Kaletha. Szala zaczęła się ponownie przechylać, tym razem do pionu a norskanin warknął wściekle. Teatralnie uderzył drugą dłonią w tarczę na chwilę wprawiając w osłupienie wszystkich skandujących w tle.
- Kaleth! Kaleth! - zdało się słyszeć tylko jedno imię.
Pięść Gorra gruchnęła wierzchem o blachę, dając Lordowi zwycięstwo.
- No proszę. Kto by pomyślał. - odezwała się znad ucha Grizelle, przewieszając się ramionami przez kark Kaletha.
Gorr wstał od stołu i chodził w kółko warcząc. W ten sam sposób, w jaki podjudzał publikę na arenie. Zwrócił się w stronę Lorda i pokazał mu gestem uniesiony kciuk, ale kryło się za tym coś więcej.
- Zawsze jest ktoś lepszy - rzucił jeden z korsarzy podając berserkerowi szklanicę gorzały.
Poszła również kolejka dla Kaletha, z którym każdy chciał wypić. Świat zaczynał się rozmazywać.
***
Rzyganie przez burtę.
***
- Pokaż mi tego lorda jeszcze raz!
- Gorr!
Ból na policzku.
***
Rzyganie w bliżej nieokreślonym miejscu.
***
Śmiech Grizelle i zapach liści szaleństwa.
***
- Gorr?
- Też nie wiem czemu jest tam tak włochaty. Coś mu się stało tam na arenie, że i tu się smarował tą maścią?
Admirał Dekappian & Najwyższa Kapłanka Ariadne
- Czy ktos może mi powiedzieć... - Thrall trząsł się ze wściekłości - KTO TO KURWA ZROBIŁ?!
Na każdej macce kharibdyssa wisiała chusta z koślawym napisem "Thrall to pizda".
- Czego się tak drzecie? - spytała wychodząca na pokład Drummond. - Łeb mi pęka jak... Nie wiem co ci ludzie Kaletha chleją ale... - urwała widząc przedmiotowe zjawisko. Zaniosła się śmiechem.
Najwyższa Kapłanka Ariadne
Zawezwany na rozmowę Gustaw miętolił w dłoniach róg kapłańskiej szaty. Drugi już przemienił się w plątaninę luźnych nitek. Kapłanka dostrzegła wyhaftowany napis, włącznie z doszytym krzywo dodatkowym słowem "Najwyższej".
- P-p-p-pani... Ja bym wolał to mianowanie tak... Karmelajnie. Bez tłumów. Albo najlepiej, z innymi, jeśli zamierza Pani jakichś jeszcze mianować.
Wszyscy
[SOUNDTRACK CLICK CLICK]
Port Skeggi w Grey Rock był widoczny z daleka. Najpierw zwiastowały go słupy dymu, a później wieża strażnicza otoczona rogami lub żebrami jakiegoś gigantycznego stworzenia. A może to były mamucie kły? Dopiero z bliskiej odległości okazało się, iż na wzgórzach znajduje się mała forteca, zaś sam port to liczne domki na palach usilnie przedłużające nabrzeże w kierunku głębszej wody. O ile było to uciążliwe dla miejscówki handlowej, o tyle z perspektywy obrony, było wyśmienite. Jednostki o większym zanurzeniu były zmuszone zakotwiczać same w znacznej odległości, a podpływanie odbywało się na szalupach albo wynajętych szerokich katamaranach.
W samym porcie, pierwsze co się rzucało w oczy, była tablica z dwoma kategoriami. W pierwszej, oznaczonej jako "bić!" widniały bandery Lotherny, Alith Anara, Averlornu, a także kilka nieznanych. Drugą kategorią było "nie bić (zbyt mocno)". Od razu dało się zauważyć banderę Dekappiana i herb Bloodblade. Oprócz nich widoczne były herby Ssil'dra Tor, charakterystyczny pegaz sił Morathi, a także niedawno poznana bandera ekspedycji Wulfharta i szczurzych korsarzy.
- E! - krzyknął na powitanie norskanin z irokezem. - Wódz was chce obejrzeć. Na górze - wskazał palcem wieżę. - Wódz Rengar, bo pewno nie znata go. Wychodzicie z doka, w prawo przez stragan z niewolnikami, bo po lewej jest stragan z kurwami, mijacie łupowisko i na polanę. Wydeptanym pod górę do bramy, bo w dół to stocznia. Za bramą po lewej jest chata szama, po prawej totem. Idzieta do wieży i tam czekata. Zrozumieli?
Po bliższym obejrzeniu dok i forteca stanowiły dwa odrębne małe wsie. Dok składał z domów na palach, a także olbrzymiego jarmarku na lądzie, za którym z kolei ciągnęły się dziesiątki namiotów, ognisk i prowizorycznych altan z warsztatami.
Stragan z niewolnikami, jak nazwał to "przewodnik", był niczym innym jak wielkim dołem z zaostrzonymi palami po bokach i opuszczanymi na linach schodami do jego środka. We wnętrzu kłębili się niczym chmara owadów stłoczeni niewolnicy. Maniera handlu przypominała tutaj po prostu określenie płci i kilku dodatkowych cech okazu, który akurat wpadł w oko, a obsługa wyciągała właściwego jak rybę z garnka.
"Stragan z kurwami" stanowiły przywiązane jak na smyczy ładniejsze kobiety różnych ras, które wypożyczało się na godziny i oddawało. Z obserwacji wynikało, że kto przybył do portu i wrzucił jakiś towar na stragan niewolników albo inne łupy, mógł korzystać do woli ze straganu uciech.
Łupowisko natomiast stanowiły wydzielone faktyczne stragany lub namioty z niewolnikiem, który miał za cel sprzedawać towar swojego właściciela bez żadnych negocjacji. Wyjątek stanowiła tu wyliniała i bliznowata gęba skavena, widzianego ostatnio w korsarskim przyczółku na środku oceanu. Pozbawiony oka i większości zębów szczur zdawał się uśmiechać na widok przybyłych elfów.
To co przewodnik określił mianem polany, było w rzeczywistości pustym skwerem odpadków między dokami, fortecą, a zauważalną stocznią w innej części wyspy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|