 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Nie 23:42, 15 Wrz 2019 Temat postu: |
|
|
Daz
Otwarta saszetka zawierała kilka dokumentów, z których pierwszy wyglądał jak umowa. W oczy rzuciło się zgrabne kobiece pismo w miejscu podpisu, zamiast którego widniało zdanie "pierdol się ze swoimi magicznymi sztuczkami". Pobieżne zerknięcie na pozostałe wskazywało, że to były bliźniacze umowy, lecz tym razem podpisane. Z uwagi na presję czasu, Daz schował je do późniejszego przejrzenia.
Korsarz bez większego wysiłku wybił się z wystającego fragmentu zawalonej ściany na ułamaną deskę stropową, z której z kolei po prostu się podciągnął do góry, o dziwo nie wysypując nic z chlebaka z granatami. Po wspinaczce znalazł się w pokoju, którego ściana na nabrzeże kiedyś posiadała okno, przez które prawdopodobnie wpadł jakiś rodzaj ładunku wybuchowego powiększając je znacząco oraz implementując właśnie użytą dziurę w podłodze. Na przeciwnej ścianie znajdował się podobnie powiększony otwór na drzwi, aktualnie leżących dalej w formie spalonych drzazg.
Po przejściu przez drzwi korytarz rozciągał się w prawo i w lewo. Po prawej stronie korytarz kończył się zabitym deskami oknem, zaś po lewej - schodami w dół. Idąc korytarzem, po obu stronach mijało się liczne pokoje, zauważalnie ograbione ze wszystkiego. Brak czegokolwiek utrudniał stwierdzenie pierwotnego przeznaczenia ruiny, jednak sam brak drzwi potwierdzał, że posesja była na tyle stara, że w trakcie jej powstawania drewno nie stanowiło wówczas jeszcze deficytu. Nikt bowiem nie kradł metalowych drzwi. Szukając drogi wyjścia, Daz dostrzegł dwie opcje.
Po zejściu schodami w dół, miał możliwość wyjścia na tylne podwórko budynku. Teren zewnętrzny przypominał stajnię zamkniętą pomiędzy innymi kamieniczkami, z wąską alejką wychodzącą na bulwar będący terytorium Ss'ildra Tor. Problem stanowiło trzech elfów siedzących po turecku na tarczach z bronią na ziemi i grających w kości na wspomnianym podwórku. Daz nie widział emblematów rodowych, ale niezależnie od przynależności klanowej elfów, musiał liczyć się z ich podejrzliwością.
Drugą drogę dostrzegł będąc wciąż na wyższym piętrze. W prawej części korytarza względem miejsca wspinaczki, w przedostatnim pokoju po lewej znajdował się balkon z ozdobną żelazną kratą, po której został puszczony bluszcz. Wspięcie się po kracie umożliwiało dosięgnięcie zamontowanego na dachu rzygacza, a z niego wyjście na dach i potencjalnie ryzykowne przeskoczenie na sąsiedni dach. Musiał brać pod uwagę jednak, że w razie gdyby narobił hałasu lub wręcz spadł, nie tylko by się poobijał, ale na pewno otrzymałby kilka pytań od hazardzistów z placu.
Kaleth
Kobieta otworzyła oczy, a twarz wykrzywił jej grymas nienawiści. Przykryte półpłaszczem ramię cofnęło się jak do zadania ciosu, jednak elfka w porę się opamiętała.
- Nie twój interes, psie. Prawa nie złamałam i chuj ci do tego - warknęła wściekle. - Nie masz pojęcia kogo tykasz, więc lepiej się odpierdol i zajmij się prawdziwymi bandytami. - mówiąc to zdanie zarzuciła głową wskazując dogaszany pożar.
Kaleth widział, że nie pozostało mu dużo czasu na potencjalne blefowanie. Kobieta swoją buńczucznością zaczynała zwracać uwagę tłumu. Co więcej, prawdziwa straż miała zaraz dotrzeć na miejsce, a po poprzednich przejściach w urzędzie, ich wyrozumiałość mogła być wątpliwa.
Ariadne
Na wypowiedziane przez kapłankę słowa strażnicy stanęli skonsternowani. Po chwili napiętej ciszy w końcu jeden z mieczników z przypiętą do klapy łuskowatego płaszcza broszką w kształcie macki ośmiornicy wydał polecenia. Czterech strażników z mieczami i szablami przebiegło przez pokład do schodów, a kilku strzelców z wyższego piętra odstąpiło od celowania w Ariadne i rozstawiło się by mieć na widoku luki armat z niższego pokładu.
Mimo podziału sił strażników okrętu floty Lokhira, czuła się jak przed plutonem egzekucyjnym. Przed sobą miała pięciu korsarzy z kapitanem, zaś kuszników nie była w stanie się doliczyć.
- Złaź z kuca, albo zmieni się w prowiant! - krzyknął dowódca. - I łapy do nieba, a palce szeroko jakbyś cyca chciała objąć, bo wyglądasz na czarownicę. Jeśli mówisz prawdę, w co wątpię, to będziesz żyć. Widziałem, że byłaś przy zamieszaniu na straganach.
Pod nogami Ariadne rozległy się krzyki i szczęk metalu. Na niższym pokładzie najwyraźniej straż ujawniła włamywaczy. Dowódca wydał rozkaz, by pozostali strażnicy oprócz jednego, pobiegli na dół sprawdzić co się dzieje.
Wszyscy
Od strony morza rozległo się ogłuszające basowe wycie jakiejś bestii, które po chwili zagłuszył chlupot wzburzonej wody. Po chwili rozległ się jeszcze głośniejszy trzask uderzanego metalu, niczym dziesięć taranów uderzających o zamkowe wrota.
Kaleth & Ariadne
Strażnik oraz Kapłanka zobaczyli gigantyczne macki wychodzące z wody na tle suchego doku Lokhira. Część oplotła krawędzie parteru budynku, część zaś wkradła się do środka.
Ariadne
Kapłanka z przerażeniem obserwowała jak gigantyczna bestia morska uderza o płaty grubych wrót suchego doku. Pomimo, że drzwi otwierają się na zewnątrz do morza, uderzenia Kharibdyssa wyginały je do środka. Przez uchyloną szczelinę zaczynała się wlewać morska woda.
Ariadne miała wrażenie, że morski olbrzym objął wrota, by łatwiej się wycofać i ponownie w nie uderzyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|