 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Nie 23:16, 29 Wrz 2019 Temat postu: |
|
|
Kaleth
Elfka pokręciła głową.
- To wątpliwej jakości dyplomata. Przynajmniej dopóki posiada mój wisior.
Daz
Złapany i rozebrany krasnolud nie protestował. Był mocno zdziwiony przebiegiem zdarzeń, a jeszcze bardziej, gdy znikąd zjawił się jego brodaty kamrat i zdzielił go w pysk. Daz miał myśl, że to jakiś krasnoludzki zły brat bliźniak, ale potem przypomniał sobie, że jest po prostu rasistą. A każdy krasnal wygląda tak samo.
- Panie, czuję się urażony! - krzyknął nowoprzybyły prawdopodobnie Drum. Słuchając instrukcji, brodacz próbował pomagać w nakładaniu opatrunku. -Aye, aye! - odparł na koniec i pobiegł w stronę zbiegowiska.
Daz udał się w stronę swojego okrętu, znajdującego się po zupełnie przeciwnej stronie nabrzeża niż karczma, do której pierwotnie zmierzał. Z odległości widział już, że coś jest nie tak, chociaż przez licznych ludzi po drodze nie potrafił dostrzec co. Wychylająca się przez burty załoga i pokazująca coś w wodzie nie zwiastowała nic dobrego.
Gdy się zbliżył, uświadomił sobie jak bardzo dotkliwy jest brak Drummond. Thrall, będąc treserem, ledwo potrafił opanować Khasię. Albo bydle szalało z braku obojga opiekunów, albo wyczuwało lęk wiedźmy, albo nadszedł ten czas w miesiącu, gdy chciała pożreć wszystkich. Thrall wraz z Boschem z trudem spętali co większe maco-główki potwora w wodnej zagrodzie przy okręcie jednocześnie karmiąc surowym mięsem.
- Straciliśmy sześciu, kapitanie. - oznajmił zauważalnie wściekły, choć spokojny Thrall. - Albo Drummond się znajdzie, albo jakakolwiek inna wiedźma, albo zostaniemy bez statku, albo bez potwora. Za dużo czasu na podjęcie decyzji nie mamy. Ci, których nie lubię, już się kończą. - ruchem głowy wskazał na czerwoną wodę w zagrodzie.
-A reszta już niekoniecznie chce zejść z okrętu. - dodał Bosch.
Ariadne
Pomysł z wejściem Abaddona szybko porzuciła. Jak bardzo by nie doceniała zwierzęcia, okręt był zbudowany z drewna zdolnego wytrzymać ostrzał armat i taranowanie innych statków. Przebicie się znienacka przez ścianę nie wchodziło w grę, zaś wezwanie go by wylądował i zbiegł tą samą ścieżką również pozostawało poza katalogiem dostępnym opcji.
Rozejrzenie się po pomieszczeniu nie dało jej wiele poza lokalizacją potencjalnych osłon z filarów. Kajuta była wypełniona licznymi, przytwierdzonymi do podłogi łóżkami oraz skrzynkami, a gdzieniegdzie hamakami. Stojące luzem skrzynie były owinięte sieciami przybitymi gwoździami do licznych kolumn, aby prawdopodobnie nie grozić urazem podczas sztormu. Po podłodze turlały się butelki, resztki jedzenia, pojedyncze buty oraz martwe szczury. W przybitych do sufitu w małych sieciach, rozlokowanych przeważnie w pobliżu łóżek, znajdowały się duże ilości rzeczy osobistych załogi. Kapłanka nie dostrzegła żadnych okien na obu burtach kajuty, a jedynie małą kratkę w suficie, prawdopodobnie dla cyrkulacji powietrza.
Ariadne wyczuła zmianę wiatrów. Z praktycznie braku jakiegokolwiek powiewu, magiczna pogoda przeszła w silny wicher. Zaczerpnięcie magii okazało się błahostką, ale nie sądziła że aż taką. Gdy wessała pobliską magię, zauważyła że rozbiła również magię porywaczy. Wytworzony przez nich eteryczny shuriken oraz magiczny płomień rozbiły się w mgiełkę, która opadła na ziemię jak brokatowe konfetti. Kapłanka zrozumiała, że lepsza okazja się może nie zdarzyć nim do przeciwników dotrze co się stało.
- A na chuj mi ta bestia? - odparła zamaskowana kobieta przerywając liczenie. Spojrzała na swoją dłoń, w której chwilę temu tliło się magiczne światło, próbując zrozumieć co się stało, ale i to zostało jej utrudnione rykiem bestii z zewnątrz. Próba połączenia licznych faktów oraz analiza jej obecnej sytuacji najwyraźniej zaczynały ją przerastać.
Kaleth
Kobieta rozejrzała się na boki i westchnęła, jak gdyby coś sobie uświadomiła.
- To co wyleciało w powietrze to on, prawda? - pokręciła głową i dodała mamrocząc pod nosem - Chociaż raz synalek mógłby się nie wpierdalać i zrozumieć, że matka wie lepiej.
- Pan zakuty Kaleth? - wyrwał Strażnika z rozmowy niski głos z zupełnie niepasującym doń pełnym wątpliwości tonem. Był to krasnolud ze świty tego pływającego wariata, o ile go pamięć nie myliła. Elfka obrzuciła obu podejrzliwym spojrzeniem, lecz brodacz zupełnie się nie speszył. - Nie jestem pewien czy nadal aktualne, bo widzę że księżniczkę z innego zamku już Pan znalazł, ale jej kuń samopas popierdala po skłonach czy tam przysiadach nieba. - poprawił pas spodni dumny z siebie i pogładził się po brodzie. - A, i miałem przekazać, że jakiś biały spotkał się ze szczurami, ale mi się wydaje że chyba z rybkami.
Efka głośno wciągnęła powietrze, które wypuściła z płuc bardzo powoli.
- Tak czy inaczej - kontynuował krasnal - Jeśliś czegokolwiek będzie potrzebował to Wielki Kapitan Daz Dekappian będzie czekać na Dumie Khaina. Ja żywo do niego biegnę, nim wprowadzi własną Księgę Uraz.
Krasnal obrócił się w stronę nabrzeża, próbując nie ugrzęznąć w gruzowisku.
Elfka przykryła twarz obiema dłońmi, które potem przesunęła poza oczy by pomasować skronie.
- Chcę wiedzieć? - spytała po chwili ciszy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Nie 23:22, 29 Wrz 2019, w całości zmieniany 4 razy
|
|