 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Sob 23:19, 05 Paź 2019 Temat postu: |
|
|
Kaleth
Elfka uśmiechnęła się i zalotnie przygryzła wargę zmniejszyła dystans. Stanęła na czubkach palców i chcąc szepnąć do ucha zbliżyła twarz tak bardzo, aż poczuł jej ciepło i i kwiatowy zapach.
- Chciałbyś wiedzieć, co? - szepnęła, a podejrzaną dłoń wsunęła mu pod karwasz, opuszkami dotykając jego przedramienia. Poczuł natychmiastowe mrowienie rozchodzące się po całym ciele i uderzenie gorąca w uszach od pulsującej krwi. To samo Strażnik poczuł w swoim kroczu, aż mu zabrakło oddechu. Jeszcze nigdy czuł w życiu, by drągal stanął z takim impetem, o mało nie rozbijając się od zbroję. Elfka roześmiała się i cofnęła dłoń, gdy już miał prawie dojść.
- Może być Yrie. - rzuciła oddalając się w stronę wyrwy w ścianie. Gdy już miała przez nią przejść, spojrzała czy doszedł już do siebie. Przed zniknięciem puściła mu oczko.
Kaleth czuł, że za kwadrans zacznie cierpieć na największy i najboleśniejszy w swoim życiu syndrom sinych jajec. Gdy był w stanie złapać już oddech oraz zrobić bezboleśnie zrobić krok, ruszył w stronę Dumy. Kharibdyssa nie widział, ale jego ryk spod dachu doku był nadal słyszalny. Wzdłuż nabrzeża rozchodzili się gapie. Najwyraźniej ten dzień obfitował już w atrakcje, które ich nie zaskakują.
Dobiegając do właściwego już doku, widział oddalającego się Daza po rozmowie z załogantami.
Daz
Załoganci spojrzeli po sobie i westchnęli.
- Tak jest - odparli wypełniając słowa emocjami będącymi dokładnym przeciwieństwem entuzjazmu.
Oddalając się od mężczyzn usłyszał tylko krótką wymianę zdań za swoimi plecami
- Wiesz gdzie ta ambasada w ogóle?
- Chuj wie, gdzieś tam chyba. Ma to znaczenie? Będziemy wiedzieć jak wszystko zacznie wybuchać.
- No w sumie.
Daz miał przed sobą wybór drogi do ambasady. Najszybszy stanowił powrót na bulwar Ss'ildra Tor, którym by dotarł bez problemu, ale ktoś pewnie by się nim zainteresował. Teren rodu nie był bazą wojskową i cywile również się tam kręcili, ale cywila ani niewolnika korsarz specjalnie nie przypominał. Druga droga wymagała przejścia przez slums, w którym znajdowały się największe męty miasta. Zaletą tej drogi było to, że nikogo nie obchodziło co się tam dzieje i kto umiera. W pewnym momencie i tak musiałby dotrzeć na teren Ss'ildra Tor, ale, jeśli pamięć go nie myliła, po wyjściu ze slumsów byłby to teren pomiędzy największą bazą a terenem usługowym rodu. Kapitan musiał również brać poprawkę na to, że nie tylko sama ambasada jest na pewno dobrze chroniona, ale i nie brakuje wścibskich par oczu zainteresowanych tym kto do niej wchodzi i wychodzi.
Kątem oka dostrzegł zbliżającego się Kaletha.
Ariadne
Leżąca wiedźma zaczęła inkantację turlając się po podłodze w stronę Ariadne. Gdy obróciła się twarzą w stronę wroga będącego pierwotnie za jej plecami, w jej dłoniach zmaterializowała się duża bursztynowa włócznia. Broń poszybowała z nienaturalną prędkością niczym wystrzelony pocisk prosto w klatę piersiową włamywacza. Zamaskowany napastnik poleciał do tyłu między łóżka załogi okrętu, zaś włócznia rozsypała się w powietrzu jak tłuczone szkło, którego odłamki natychmiast wyparowały. Uderzenie jego ciała o podłogę oraz jęk odwróciły uwagę napastników, którzy zobaczyli tylko znikającą w dymie wiedźmę.
Wrogowie nie dali się rozproszyć i natychmiast ruszyli do natarcia.
Krzykliwa przywódczyni, która wcześniej dzierżyła magiczny płomień, rozpoczęła inkantację w kapitana straży i... zastygła. Jej twarz i ciało zatrzymały się w miejscu jakby zamarzła a wykrzywione usta zatrzymały się w połowie krzyczanych sylab zaklęcia. Kobieta wyglądała jak pozbawiona życia figura woskowa. Trwożliwy miecznik okrętowy strachliwie ciął w nią na oślep, nie zdając sobie sprawy z przewagi. Klinga miecza przecięła jedynie powierzchownie skórę wyciągniętego w trakcie rzucania czaru ramienia.
W starciu po lewej wrogowie wymienili kilka ciosów ale ciężko było powiedzieć co się wydarzyło. Ariadne nie zdążyła zauważyć powodu, dla którego strażnik wylądował na ziemi w akompaniamencie głośnego "kurwa!".
Po prawej kapitan zwinnie uniknął ciosów napierającego napastnika, który podobnie jak w starciu po lewej, został przewrócony. Kapitan wymijającym piruetem ciął przez plecy upadającego, chlustając krwią po podłodze. Włamywacz żył, jednak był zauważalnie ciężko ranny.
Ariadne dostrzegła, że raniony bursztynową włócznią oponent podniósł się szybko podpierając się na ramach łóżka i natychmiast zaczął rzucać czar w kapłankę lub w teleportującą się obok niej na podłodze wiedźmę. Ból jednak wykrzywił twarz czarodzieja, co przerwało mu inkantację.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Sob 23:29, 05 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|