 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Czw 0:30, 10 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Francois
Elein wyciągnęła sobie z włosów piórko i udając uderzenie musnęła nim barda w pierś.
- Najpierw będziesz mnie musiał jakoś przeprosić... - zrobiła srogą minę - Tym bardziej, że zatroszczyłam się o osobny pokój... ale to dopiero na górze... Marsz! - tym razem piórko imitowało strzelający bicz.
- Pokaż kobiecie, jak wiele jest warta!
Niekoniecznie subtelnymi ruchami skierowała go do schodów, a następnie - jednego z niewielu pokojów na klucz z normalnym łóżkiem. Bardzo skrzypiącym. Często. I rytmicznie.
Marcus
Wypadła kometa, a łowca nagród uświadomił sobie jak picie negatywnie wpływa na pamięć. Obaj wspomniani chłopcy wyszli niemal równocześnie, co kwartet kurewek akurat dotarł.
Xavier
Próbę wręczenie kwiatka stanowczo hamowała podniesioną dłonią.
- Oszczędź tych epitetów i metafor. - rzuciła swoim pozbawionym emocji głosem - Etykieta swoim torem, a mydlenie oczu swoim. To, żeś nie nawykły do rozmowy ze mną, to widzę. Piękne słowa, różniące nas właśnie od plebsu, mają nas kreować na podobieństwo uczonych person, a nie tańczących wieczne rytuały godowe zwierząt. Toteż przekazuj swymi słowami myśli, nie patetyczne metafory bardów.
Odpięła od pasa czarną sakiewkę, nie odróżniającą się zupełnie na tle gorsetu i wręczyła ją elfowi.
- Poczęstuj.
Nie bardzo wiedział o co chodzi, więc wskazała na nadlatującą mewę. Ta zatoczyła koło i wylądowała przed Xavierem. Pozycją przypominała proszącego o mięso psa.
- Mówiłam, że się wypogodzi. - spojrzała na chmurne, ale pozbawione deszczu niebo.
- Jesteście tacy podobni... - zaczęła, ale tym razem wyłapał przesadną dramatyczną tonację, niczym z teatru - Nie znacie się jeszcze, ale poznacie. Żadne z was nie wie czym jest świat, w którym żyjecie. Żadne z was nie wie jaką rolę odegra.
Xavier wzdrygnął się. Głos szlachcianki zrobił się nienaturalny, jakby obcy. Czyżby kobieta faktycznie była wieszczką?
- Chaos tylko czeka by przyjść i spopielić podzielony świat. Błękitna krew stanie przeciw błękitnej, czerwona spłynie tworząc nowe rzeki, duchy lasów wyginą z lasami, a wszystko spowije czerń.
Kobieta o dziwo zupełnie bez wyrazu, a raczej z typowym dla siebie wyrazem patrzyła na mewę.
- Czerń spowija wszystko, wszystko zmienia. Ale zmienić nie może. Cztery kolory mogą temu zapobiec: czerwień, błękit, zieleń i szarość. Tylko one mogą się zjednoczyć i odepchnąć Czerń.
Rozkaszlała się.
- Przepraszam, źle się czuję. Odprowadź mnie do domu.
Horyzont rozświetliła błyskawica.
Larysa
- Teraz panienka musi mnie posłuchać. - rzekł Kazan, gdy wyszli przed lecznicę dla szlachty. - Kirył, a w zasadzie Cyryl, stoi za tym wszystkim, oboje to wiemy. Jurija dopadł. Pietrka dopadł. Podejrzewam, że następnym celem będę ja. On chce by panienka się bała. Rozumie panienka?
- Oj głośno o pannie w mieście, oj głośno. - rzekł idący środkiem ulicy Izak przegryzając jabłko.
Kazan natychmiast stanął tak by oddzielić go od swojej pani.
- Spokojnie, przychodzę z pomocą. - rzucił ogryzek niedbale za siebie - Na mieście aż huczy o pannie, Laryso. Polubiłem 'panienkę', jak to jej towarzysz mówi, i postarałem się dla niej zdobyć informacje. Oj, drogie informacje. Ale jej powiem za darmo.
Podszedł i wyciągnął dłoń.
- Przejdźmy się.
Spośród mnogich zaułków wyłonił się Kan skinieniem głowy zarówno powitał Kazana, jak i oświadczył którą stronę będzie ubezpieczał.
- Boleję nad twą stratą, Laryso. Znałem go, acz krótko. Dobry chłopak. Prosty, ale dobry... Rozumiem ból, też niedawno kogoś straciłem, ale nie mówmy o tym. Pomówmy o tym o czym kiedyś wspomniałem. Zbieram jak to panna ujęła, najemników. Ale też informacje. Cenne informacje. Jedna z nich tyczy się właśnie jej osoby.
Prowadził ją środkiem głównej ulicy. Obcasy brzdękały na kocich łbach wśród wieczornej ciszy. Rzuciła mimowolnie okiem za siebie. Nie była pewna, ale w drzwiach lecznicy stał kapitan Vimes. Stał z założonymi rękami i obserwował nowe towarzystwo szlachcianki. Po chwili wrócił do środka zamykając sobą drzwi.
Miała wrażenie, że ktoś jeszcze ich obserwuje, ale nie widziała kto. Szósty zmysł w zbyt oczywisty sposób dawał o sobie znać. Gdzieś nad głową zaszeleściły ptasie skrzydła.
- Zanim zdradzę zarzewie problemu, powiem jeszcze, że znam rozwiązanie.
Uśmiechnął się prowadząc ją po małych schodkach do znanej Czarnej Kotwicy. Uśmiech go nie opuszczał, a gdy otworzył drzwi, wskazał na siedzącą w kapeluszu i obalającą kolejny kieliszek postać.
Marcus & Larysa
- Oto i ono. Panie Marcusie - odezwał się ktoś zza pleców wezwanego - Moja prośba jaką ostatnią miałem... Została anulowana. Panno Laryso, oto pan Marcus, rozwiązanie pani problemów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Czw 0:33, 10 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|