 |
|
 |
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany: Pon 21:17, 07 Gru 2009 Temat postu: Rozdział 2: Zderzenie światów |
|
|
[SOUNDTRACK]
W poprzednim odcinku:
- Będą czekać na gońca udając mytników, pół dnia stąd. Nagroda kolejne pół dnia stamtąd, w jakimś mieście Gularin. - bard Francois szybko streścił zebrane informacje łowcy nagród, Marcusowi.
Zlecenie wydawało się proste. Duży zysk, kilku rabusiów, przywódca żywcem. Banał.
***
- To zasadzka! - wrzasnął spanikowany bandzior, gdy elf nieopatrznie wszedł w jego zamaskowaną miejscówkę. Xavier wydawał się równie zaskoczony co robiący pierwotną zasadzkę "mytnik".
***
- Błagam, mam rodzinę! - wrzeszczał jedyny pozostawiony przy życiu bandzior. Dzwonił niemiłosiernie kajdanami.
Westchnęli i puścili.
***
- Córko, to dla mnie ciężka decyzja. - zaczął ojciec Laryssy, gdy dworek powoli wracał do normy po najeździe najemników.
- Ciebie to pewnie uraduje, ale mimo wszystko chciałem tego uniknąć. Opuścisz dwór. Dla swojego dobra. Ale w zamian zrobisz coś dla mnie.
***
Widok witający trójkę łowców nagród nie był tym wymarzonym. Owszem, miasto wyglądało okazale: strzeliste świątynie, brukowana główna ulica, zadziwiająca wręcz czystość... ale nie to było dziwne. Południowa brama, którą wjeżdżali, była niemal zupełnie zniszczona, mur obronny świecił dziurami niczym szczęka starego żebraka, zaś palisada - niemal doszczętnie spalona.
"Atak zwierzołaków" jak to oznajmił im strażnik oraz kilka później napotkanych osób. Cóż, las Darkwald, potocznie zwany Lasem Śmierci, od ostatniej inwazji Chaosu stanowił niezniszczalny przyczułek sił Zła.
***
Dzyń, dzyń, dzyń...
- Chłopcy, co wy tam macie? - zagadnęła ciekawsko Larysa, gdy jej trzej ochroniarze najostrożniej jak tylko mogli wnosili dzwoniące skrzynie na pokład statku. Kazan, Pietrek i Jurij natychmiast zrobili spłoszone miny. Desperacka ucieczka i chowanie bagażu po pokładzie zakończyła się sukcesem.
Rozpijanie zawartości - również.
***
Sierżant Colon zmarszczył doświadczoną życiem twarz na widok lądujących mu na biurku głów.
- Dobra, co tylko chcecie, ale zabierz mi to stąd!
Rzucił zapłatę na stół.
***
- Jurij nie żyje! - wrzasnął Kazan.
- Śmierć na pokładzie! - wrzeszczeli żeglarze - Wszystko przez babę!
***
- Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś, pedziu? - Kan stał nad elfem, najwyraźniej szukając zwady.
- Zostaw go. - powiedzieli chórkiem Izak, Francois i Marcus.
- Nie będzie mi tu jakiś pedzio się stawiać. Co to ma, kurwa, być?!
- Zostaw go. - powtórzył łowca nagród - On należy do mnie.
***
- Możesz się ubrać. Nie jesteś podejrzany. - zakomenderował młody kapitan w otoczeniu całej swojej załogi do stojącego nago Kazana.
- Teraz twoja kolej. - wskazał na kislevską szlachciankę. - Na co czekasz? Władza twego ojca tu nie sięga.
***
Oczko odstawił butelkę na stół i spojrzał w ścianę. Wszyscy zamarli patrząc na to co się stało, wliczając w to psa. W zapadłej ciszy słychać było buszujące w drewnie korniki.
- Masz rację. - powiedział starzec do elfa, po czym wstał i wyszedł.
Szok utrzymywał się jeszcze przez chwilę.
***
Zapach portu nie był niczym nowym, ale widok - i owszem. Brud, żebracy, kaleki, dziwki, wytatuowani marynarze, zgarbione kobiety ciągnące wózki i zbierające śmieci z rynsztoków. Młodej szlachciance nie mieściło się to w głowie. Jak tak można żyć?! To nie było to, o czym pisali w kislevskich romansach.
Zupełnie nie to.
***
- Hihihihi... chrum. - zaśmiała się wieprzowo dziweczka z jednego ze sprośnych żartów elfa. O dziwo nie przeszkadzała jej jego rasa. Przecież był taki słooodki...
- A zagraj coś z moich... hep!... stron. - rzekł Kan wieszając się ramieniem na Francois. - No nie mów blondasku, że nie znasz. No nie mów... bo ci pierdolnę...
***
- W imieniu rodu von Wolnow... - zaczął rzecznik rodu. Kirył był niebywale rachitycznej budowy, przez co ubrany w zdobne szaty przypominał bardziej wieszak, niż człowieka. - ... chciałbym złożyć tę o to propozycję...
- I jak? - zagadnęła Larysa, gdy jej negocjator dobił targu.
- Ponad półtora tysiąca koron nieoczekiwanego zysku.
***
- Nie interesuje mnie tyle kwestia dilera, co samego producenta albo kilku. - zaczął rozparty na krześle Colon.
- I dla odmiany, mieszkańcy liczą, że będzie żywy. Tak, dla odmiany. Zapłacą około 150zk...
- Otrzymam jakiś immunitet? - łowca przerwał wywód konkretnym pytaniem.
- Musiałbym porozmawiać z kapitanem Vimesem... Ale da się to zrobić.
***
- Nie wiedziałem, że zaszczyci nasze miasto ambasador Kislevu! - zagadnął zdrowo odżywiony i dobrze odziany jegomość w wieku uznawanym za średni.
- Ah, gdzie me maniery! Jestem Heinrich Kuzob. Jestem burmistrzem tegoż oto miasta - rozłożył ręce jakby chciał objąć cały świat.
- Larysa von Wolnow i moi towarzysze. - wskazała Kazana i Pietrka. - Nie jestem ambasadorką... A jedynie reprezentuję interesy rodu.
- Ah! - wypowiedział to niezwykle pompatycznie, ale jakże zgodnie z salonowym konwenansem - Znam, znam ojca! Najuczciwszy kupiec jakiego tylko znam! Nie wybaczyłbym sobie, jeśli by pani...
- Panna.
- Przepraszam najmocniej! Nie wybaczyłbym sobie, gdyby panna nie dołączyła do nas podczas małego bankietu. Jeśli pani... panna, tylko może oczywiście, na co nalegam.
***
Pchnięty przez łowcę diler otworzył drzwi mieszkania własną twarzą. Jego czterej ochroniarze, pojawiający się niemal znikąd, rzucili się do ataku.
Bard wyczuł coś w powietrzu. Szósty zmysł podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Ruszył śladami łowcy.
***
- Masz jakiś dar od losu... Albo go dopiero otrzymasz... - rzekła Sylvia czytając z dłoni Xaviera.
- Może zechciałaby pani mi jednak towarzyszyć przy obiedzie?
- Już raz odmówiłam. Nie lubię bezczelnych mężczyzn... ale, wieczorem to co innego. Na razie odmawiam.
***
- Panienko! Panienko! - krzyknęło coś piskliwym głosikiem - Panna Larysa, prawda?
- Słucham cię, dziecko?
- Nie jestem dzieckiem! Jestem niziołkiem! - oburzył się malec.
Oczy szlachcianki zrobiły się wielkie jak spodki. O niziołkach jedynie czytała w bajkach, a jeden właśnie stał przed nią.
- Pan Kirył prosił przekazać, że rzeczy panienki zostały przeniesione do Zielonej Podkowy.
***
Przypalony diler z bełtem kuszy w klatce piersiowej harczał. Ale wypowiedział, prawdopodobnie znaczące słowa.
- Już... nie żyjesz, psie... Berik cię... zajebie.
- Twoja kolej. - łowca przeszedł do ostatniego żywego z napastników. -Hasło.
- Nie znam!
- W takim razie nie jesteś mi potrzebny.
- Czekaj, znam! Przypomniałem sobie!
Bard przewrócił oczami.
- Znaczy, znam kogoś, kto zna. On miał dziewczynę. Dziwkę. Wszystko jej mówił.
- Gdzie ją znajdę? - szorstki głos bardziej przerażał niż wcześniejsza rzeź.
- W Czarnej Kotwicy... ma charakterystyczny śmiech...
Spojrzeli po sobie.
- Taki chrumkający. Nazywa się Lanny.
- Dziękuję.
Ciężko powiedzieć, czy napastnik to usłyszał nim miecz przebił mu serce na wylot.
***
Widok niziołka był niczym w porównaniu z tym co teraz zobaczyła. A była to wielka masa mięśni, około 2 metrów wzrostu i obwodu z wystającymi kłami i małymi oczkami. Stała przed drzwiami pokoju burmistrza z założonymi rękami i zwyczajnie się na nią patrzyła.
- To Oli, mój ochroniarz. Przywitaj się Oli.
Ogr wydał mruknięcie tak niskie, aż poczuli w brzuchach. Sumiaste wąsy Kazana schowały się nerwowo w ustach właściciela.
Burmistrz uchylił drzwi, gdzie siedziało już kilka osób.
- Pani pozwoli... Panienka, przepraszam. Nie mogę jakoś zrozumieć, że jeszcze nie pani... Tak więc, kobiety najpierw. Ta nad wyraz inteligentna kobieta, o nienagannej urodzie, aczkolwiek niezbyt dobrej, zupełnie bez powodu, opinii, to panna Sylvia.
- Khe.. khe.. Wiedźma.. khe.. - skomentował jegomość na końcu stołu.
Ubrana na czarno, z bardzo dużą warstwą trupio bladego pudru skinęła głową, nie reagując na docinek.
- Siedząca obok niego pani z mężem to Helena i Klaus Ribbens.
Wymienieni skinęli głowami.
- Oboje pochodzą z bardzo wpływowego rodu kupców i szlachciców, można rzecz, że to dzięki nim miasto się utrzymuje. Projekt oczyszczania miasta, infrastruktura, kontrakty handlowe... Praktycznie to rodzina Ribbensów trzyma miasto w garści.
- Przesadzasz. - przerwał Klaus - Jestem jedynie naczelnym kupcem gildii właścicielem tutejszej filii banku imperialnego.
- Jedynie. - parsknął burmistrz - Ten wielce dostojny mężczyzna w napierśniku z herbem miasta i pelerynie, to pan Haren Dan. Nasz szef straży miejskiej. Ten obok, nieco młodszy acz podobnie odziany to kapitan Vimes, prawa ręka Dana, mimo iż siedzi po lewej.
Wspomniani pozwolili sobie jedynie na suche skinienia siedząc w zupełnym milczeniu ze splecionymi palcami na blatach jak klony. Nie licząc różnic w wieku.
- Ostatni gość - wskazał na złośliwca - to Artur van Graan. Szanowany i respektowany szlachcic...
- Daruj konwenanse. - uciął i jako jedyny wstał całując w rękę - Taki ze mnie szlachcic jak z koziej dupy gwizdek.
- Widać. - rzuciła bez jakiegokolwiek zabarwienia sarkazmu Sylvia.
Zapadła niezręczna cisza.
- Cóż, pochodzę z mianowanego rodu. To znaczy, mój ojciec nie był, a stał się szlachcicem. Ja jedynie odziedziczyłem mianowany tytuł.
***
- Trzy złote korony. - rzekł Xavier targując cenę.
Krasnoludzki kowal odłożył młot i zmierzył wzrokiem elfa.
- Albo bierzesz, albo wypierdalasz. Wyszedł, kurwa, z lasu i pan na włościach. Nie podoba się? Nikt ci kupować nie każe.
***
Pietrek wyszedł jako pierwszy i to go zgubiło. Drzwi zdążyły się za nim zamknąć, a gdy ponownie otworzył je Kazan z Larysą, zobaczyli swojego kompana z falą krwi broczącą z klatki piersiowej. W tłumie przed ratuszem zapanowała panika.
Larysa wyrwała się do przodu, jednak Kazan natychmiast wepchnął ją z powrotem do budynku.
- To przynęta!
***
- Panie Marcusie, oto pański immunitet. Osobiście podpisany przez kapitana Vimesa. A, jeśli mógłbym mieć małą prośbę. Znacie niejakiego Izaka? Mam pewne podejrzenia. Otóż, człowiek o podobnym imieniu czy też pseudonimie grasował pewien czas temu w Marienburgu. Postarajcie się znaleźć na niego dowodu. Lub, że to nie on.
***
Siedzący mężczyzna o mlecznych włosach wraz ze swoją towarzyszką, znani grupie jako Thazz i Ana, przywołali elfa ręką.
- Słuchaj, une petite aide... Staraj się unikać Izaka i tego wielkiego. C'est sont les problemes seulement.
***
- Jesteśmy prawie pewni, że to sztylet... ale ostrożności nigdy nie zawadzi. Postaram się jak najszybciej doręczyć raport sekcji.
Kapitan Vimes wyglądał na rzeczywiście przejętego. Morderstwo przy samym ratuszu, mogące być zamachem na szlachciankę innego mocarstwa...
- Ma pani jakichś wrogów?
- Chyba nawet wiem kogo.
***
- Odejdź. I tak mnie nie powstrzymasz.
A jednak powstrzymał. Mimo śmierci kilku przyjaciół, wypadku córki i zaginięciu drugiej, choroby żony szlachcic o imieniu Artur van Graan przekonał się jednak, że warto żyć. Chociaż o jeden dzień dłużej.
Przynajmniej tak twierdził elf.
***
- Chłopcy, miałbym dla was zlecenie. Kozajecz. Człowiek, który nad wyraz mi utrudnia interesy. Drobna przeszkoda i pyk. Straty. Niech on pozna smak straty. Najlepiej swojego życia. Jest za niego nagroda, a wy jesteście łowcami nagród, prawda?
***
Ubrana w czarną togę postać ze złotym amuletem kruka skłoniła się nisko.
- Boleję nad twą stratą, dziecko, jak i ty bolejesz. Pozwól jednak zmarłemu zapewnić godziwe pożegnanie z tym światem. Takie, na jakie zasłużył. Jestem brat Olivus, kapłan Morra. Przyjdź do mej świątyni, jak tylko sprawa jego śmierci zostanie wyjaśniona. Bądź pozdrowiona dziecko i niech Morr wypełni cię łaską po stracie.
#######################################
- Dajcie mi znać, jak tylko się zdecydujecie. Moja propozycja jest ciągle otwarta.
Izak wstał i samym spojrzeniem nakazał to samo Kanowi.
- My musimy coś jeszcze załatwić. Interesy, rzecz jasna.
Ruszyli w stronę drzwi, zostawiając w karczmie kilku marynarzy, Thazza, Anę i łowców nagród.
Wiatr wzmagał się za oknem, aż trzeszczały futryny okien.
- Kurwa, na sztorm będzie. - mruknął jeden z żeglarzy i wychylił głębszego.
Biało-brązowy pies, o dziwo, ożywiał się gdy Francois witał w progach, a nawet siadał opierając się grzbietem o jego nogę licząc na poczęstunek.
Drzwi uchyliły się wpuszczając wiatr i znanych już grupie trubadurów, którzy powitali barda pogardliwym spojrzeniem i zaczęli rozstawiać instrumenty.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Pon 22:24, 07 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|